Szukaj na tym blogu

piątek, 16 maja 2014

Co zrobić, żeby Puszczykowo było ładniejsze?

Marcin Muth*
Może warto zorganizować warsztaty
plastyczne dla puszczykowskich
przedsiębiorców? Fot. M. Muth

Wiosna to czas robienia porządków w puszczykowskich ogrodach i na ulicach miasta. Pewnie właśnie dlatego, że puszczykowianie ochoczo zabrali się do sprzątania swojego otoczenia, jednocześnie zaczęli zwracać większą uwagę na elementy szpecące nasze miasto i najbliższą okolicę. Nie ma właściwie dnia, żeby do redakcji „Zielonego Puszczykowa" i „Kuriera Puszczykowskiego" nie dotarła prośba o zajęcie się bałaganem w coraz to nowych punktach miasta. Zgłaszane są zarówno karygodne przypadki wyrzucania śmieci do lasu i składowania ich na działkach prywatnych, jaki i wołające o pomstę do nieba formy reklamowe, którymi obficie obwieszone i obklejone jest nasze miasto. Przy okazji wiosennych porządków, warto zatem zastanowić się, jak uporządkować puszczykowską przestrzeń publiczną. 

W 2013 roku ukazała się „Wanna z kolumnadą" - świetna książka młodego reportera Filipa Springera o fali brzydoty, która zalała Polskę po 1989 roku. Tak, to nie pomyłka, książka skupia się na tych elementach naszego krajobrazu, które pojawiły się wraz z wolnym rynkiem i demokracją. Okazuje się, że nieskrępowana wolność gospodarcza, bez odpowiedniego nacisku na edukację estetyczną, ekologiczną i etyczną, powoduje fatalne skutki w przestrzeni publicznej. Żądza zysku połączona z ignorancją spycha na dalszy plan trudne i niepopularne dziedziny będące gwarantem ładu w przestrzeni jak np. urbanistyka, architektura czy wzornictwo. Polskie prawo w zakresie planowania przestrzennego, które kiedyś mogło być wzorem dla innych krajów, obecnie jest śmieszno-strasznym zbiorem paradoksów, luk prawnych i nieskutecznych zapisów.

Filip Springer w swojej książce podaje długą listę grzechów polskiej modernizacji. W odniesieniu do Puszczykowa najciekawsze są rozdziały poświęcone planowaniu przestrzennemu, niszczeniu miejscowości letniskowych, reklamie zewnętrznej i płotom oddzielających w absurdalny sposób najmniejsze nawet skrawki przestrzeni prywatnej. Symbolem skupiającym jak w soczewce zagrożenia dla takich urokliwych zakątków kraju jak Puszczykowo, jest precyzyjnie opisany przykład Hotelu Gołębiewski w Karpaczu. Ogromny moloch został postawiony w taki sposób, aby zdominować nie tylko niską i rozproszoną zabudowę miejscowości, ale wręcz rzucić wyzwanie górującej nad miastem królowej Karkonoszy - Śnieżce. Udało się, pomimo protestów ekologów, architektów i urzędników wojewódzkich, hotel został zbudowany w wersji forsowanej przez inwestora. Fakt, że przy okazji bezpowrotnie zniszczył krajobraz i nieodwracalnie zmienił charakter miejscowości, uszedł uwadze lokalnych władz, które na budowę zezwoliły. Smutne jest to, że w tym samym czasie niszczeją w Karpaczu obiekty, które mogłyby zostać zrewitalizowane i przywrócić miejscowości dawną świetność. 

Puszczykowskim odpowiednikiem opisywanego przez
Filipa Springera Hotelu Gołębiewski jest rynek kompletnie
nie pasujący do charakteru miasta. Wisienką na torcie jest
apartamentowiec z dyskontem i parkingiem na płycie rynku.
Fot. M. Muth
Ktoś powie, że w Puszczykowie przecież coś takiego nigdy nie powstanie. Nie da się tu zbudować tak wielkiego obiektu. Oczywiście, gdyby to była tylko dyskusja o przerośniętych hotelach, to można by było sprawę zostawić, ale jest to przede wszystkim przykład chybionego projektu architektonicznego, który ignoruje lokalną specyfikę, układ przestrzenny miasta i walory krajobrazu. W Puszczykowie mamy kilka analogicznych przykładów, z których najbardziej klarownym jest rynek w centrum miasta, którego forma nie ma żadnego związku z architekturą miasta, układem urbanistycznym i nie wpisuje się dobrze w krajobraz. A gdy przypomnimy sobie, że kamienice przy rynku mogły mieć 4 piętra (ciekawe, po co?), to przekonamy się, że mogliśmy mieć w Puszczykowie klocek na miarę hotelu Gołębiewski. Może wtedy Filip Springer poświęciłby naszemu miasteczku jeden z rozdziałów. Pełnej katastrofy udało się uniknąć tylko, jeśli dobrze pamiętam, dzięki przytomności umysłu jednej radnej. 

Rynek już jednak jest, kamienice stoją, burzyć tego przecież nie ma sensu. Warto jednak przestudiować kolejne rozdziały „Wanny z kolumnadą", żeby zrozumieć, przy odrobinie zdrowego rozsądku i determinacji, ten fragment miasta może wyglądać dużo lepiej. Pierwsza rzecz, to szyldy i reklamy rozwieszone na kamienicach i ogrodzeniach niczym złote łańcuchy na karkach amerykańskich raperów. W większości zaprojektowane w taki sposób, aby były jak największe i jak najbardziej jaskrawe. Im więcej tekstów, zdjęć, kolorów i im większy rozmiar, tym lepiej. Powiesić je można wszędzie bez zwracania uwagi na to, czy dobrze komponują się z otoczeniem, fakturą ściany i czy nie zasłaniają widoku na ładny dom lub ogród. Nie wieszają ich tylko prywatni przedsiębiorcy, ale także instytucje miejskie. Filip Springer jako jeden z pierwszych rozpoczął walkę przeciw dzikiej polskiej reklamie zewnętrznej. Na razie jego działania przynoszą umiarkowane skutki, głównie przez słabość polskiego prawa. W dużych miastach presja mieszkańców jest coraz większa, a politycy i urzędnicy pracują nad przepisami, które skutecznie uporządkują estetykę szyldów i reklam. Już teraz jednak warto postawić na bardziej miękkie działania, choćby stworzyć funkcję plastyka miejskiego i pod jego nadzorem przeprowadzić szkolenia i warsztaty dla mieszkańców i przedsiębiorców. 

Centrum Puszczykowa zdominowały samochody. Dla
pieszych i rowerzystów niedługo zabraknie miejsca.
Fot. M. Muth
Kolejna sprawa to podporządkowanie przestrzeni miejskiej ruchowi samochodowemu. Skoro już w Puszczykowie powstał śródmiejski rynek, to powinien on, jak większość tego typu placów, służyć głównie integracji lokalnej społeczności. Nigdy jednak nie będzie dobrze funkcjonował, jeśli większość jego powierzchni zajmować będą parkingi i jezdnie dla samochodów. Nawet w dużych miastach ogranicza się w takich miejscach ruch samochodów i promuje ruch pieszy i rowerowy. Przykłady? Proszę bardzo: Plac Szczepański i Mały Rynek w Krakowie były jeszcze kilka lat temu parkingami - dziś to piękne miejsca wypoczynku i zabawy krakowian, podobnie Trakt Królewski czy Plac Zbawiciela w Warszawie, które ożyły po ograniczeniu ruchu samochodowego, zwężeniu jezdni i zamknięciu parkingów. W Poznaniu także ogranicza się ruch samochodów w centrum, tworzy deptaki (ul. Wrocławska) i chowa parkingi pod ziemię (Plac Wolności). Miasto musi być dla ludzi, nie dla samochodów. A jak to wygląda w Puszczykowie? Na rynku parking dla klientów Biedronki oraz jezdnia, wzdłuż której kolejne miejsca parkingowe, przy nieodległej Poznańskiej znowu z 10 metrów dla samochodów (jezdnia + prostopadłe do niej miejsca parkingowe po obu stronach). Miejsca na ogródki, ławki i zieleń - jak na lekarstwo, dla rowerzystów kuriozalna ścieżka rowerowa o szerokości pół metra (zmieści się na niej jeden, skromnej budowy rowerzysta jadący w jednym kierunku) połączona z chodnikiem dla pieszych, na który często najeżdżają parkujące samochody. Naprawdę nie trzeba dużo, żeby ten bałagan posprzątać. 

Warto także zwrócić uwagę na absurdalną kwestię płotów, którą Filip Springer opisuje na przykładzie strzeżonych osiedli w dużych miastach. W Puszczykowie problem ma nieco inny wymiar. Raczej nie dojdziemy nigdy do takiego standardu, aby nie stawiać ogrodzeń między działkami, ale możemy na pewno ucywilizować formę płotów. Jeśli już się od sąsiadów odgradzamy, to może wystarczy ażurowa siatka lub estetyczne pręty metalowe zamiast litego muru zasłaniającego wszystko wszystkim? Dość osobliwym przykładem ogrodzeń są dwie prywatne działki u zbiegu Poznańskiej i Kościelnej. Są puste, nie widać, żeby ktoś coś miał na nich budować, ale ogrodzenia mają. Może dałoby się dogadać z ich właścicielami i zrobić tam tymczasowe zielone skwery dostępne dla mieszkańców? Przecież nikt na tym nie straci, a zyskać mogą wszyscy. 

Zachęcam do przeczytania „Wanny z kolumnadą" Filipa Springera, bo w swoim krótkim artykule zdołałem jedynie delikatnie dotknąć problemów przez niego opisywanych. W innych polskich miastach społecznicy, urzędnicy i politycy już zaczęli porządki w przestrzeni publicznej. Na razie częściej przegrywają niż wygrywają, ale zgodnie z zasadą, że „kropla drąży skałę" nie poddają się. Połączmy swoje talenty i energię, aby uczynić z Puszczykowa jeszcze piękniejsze miasto.

*Marcin Muth - redaktor bloga "Zielone Puszczykowo", współpracownik ruchów miejskich.

Tekst ukazał się w kwietniowym numerze "Kuriera Puszczykowskiego". Zapraszamy wszystkich czytelników do dyskusji o mieście oraz do wskazywania najważniejszych problemów Puszczykowa - prosimy pisać na adres zielone.puszczykowo@gmail.com. Polecamy też książkę Filipa Springera "Wanna z kolumnadą" wydaną przez Wydawnictwo Czarne. 

13 komentarzy:

  1. Świetny tekst;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wygląda nasze miasto każdy widzi. Myślę, że przede wszystkim trzeba wypracować wizję wieloletniego rozwoju miasta (nie tylko od wyborów do wyborów)
    i odpowiedzieć na pytanie: jakim miastem ma być Puszczykowo; do tego konieczna jest poważna DEBATA publiczna z wszystkimi mieszkańcami. Według mnie należałoby zatrudnić i plastyka miejskiego - dbającego o estetykę miasta i ogrodnika, który profesjonalnie najpierw zaprojektuje a potem systematycznie będzie dbał o zieleń miejską, która powinna być wizytówką Puszczykowa.
    No i oczywiście konsekwentna egzekucja przepisów. Także systematycznie powtarzany APEL do mieszkańców i ciągła edukacja na temat porządku i czystości choćby tylko w najbliższym otoczeniu; współpraca w tym zakresie ze szkołami a także przedszkolami. Uwrażliwić trzeba całą społeczność.
    Myślę jednak, że to są zadania dla przyszłego samorządu bo obecny jakoś "zamknął się" na otoczenie społeczne i nie widzi żywego otoczenia, głównie mieszkańców - to jest jedynie administrowanie. A szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest skutek doktryny państwowej na wysokim szczeblu która rezonuje w dół. Streszczę ją tak: Państwo ma się opiekować pracodawcami a oni będą się opiekować pracobiorcami.
      .
      To przekonanie oparte jest na pobożnym życzeniu że elity finansowe są państwowotwórcze w sensie moralnym. Czyli kolejna, aksamitna utopia.
      .
      Moim zdaniem zadaniem Państwa jest podtrzymywanie równowagi i nie opowiadanie się po żadnej ze stron. Siłą tej doktryny jest dialog i konsensus a słabością tamtej narzucanie woli. Z tego bierze się brak konsultacji.
      .
      To bardzo wyraźnie widać teraz w powiecie i gminie.

      Usuń
  3. Cieszę się, że przygotowując się do tekstu obszedł pan z aparatem kilka puszczykowskich ulic. Do dzisiaj przechodząc codziennie obok pełnego ogrodzenia zasłaniającego "ładny dom" na Dworcowej mam ochotę parsknąć śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam propozycję, abyśmy również pisali i może fotografowali dobre przykłady tych, którzy przy swoim sklepie czy punkcie usługowym zrobili coś fajnego u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajny pomysł! Taka pozytywna motywacja. :)

      Usuń
  5. Nasze miasto Puszczykowo nie potrzebowało rynku, bo miało zgoła inny charakter.
    Ale b. burmistrz J. Napierała uparł się, przekonując, że rynek będzie miejscem integracji mieszkańców. Jak można się integrować przemykając między samochodami i wdychając spaliny? Mam wrażenie, że na puszczykowskim rynku najważniejsze są samochody a nie ludzie.Pamiętacie Państwo batalię sprzed kilku lat o ilość miejsc parkingowych na ryneczku? Nie dość że powstał rynek wątpliwej urody to jeszcze szpetoty dodają brzydkie, tandetne reklamy - mega brzydota!
    Władza zapomniała, że puszczykowianie integrują się w ogrodach i powinni w parkach - skwerach, których jest za mało. Kto wyprowadzi samochody z rynku i zaproponuje parking np. miedzy apteką i policją zasłuży na wdzięczność mieszkańców... Czas wreszcie podjąć racjonalną decyzję

    OdpowiedzUsuń
  6. ...dzięki przytomności umysłu jednej radnej.
    A wiecie chociaż o jaką Radną chodzi? I o co dokładnie wtedy szła gra? Oj ostro było! Są dokumenty z tych posiedzeń i świadkowie obu stron.
    Najpierw powiem że podstępem usiłowano wprowadzić uchwałę o 17 metrach w kalenicy, budynku na Rynku w którym jest obecnie Biedrona. Spróbujcie to sobie wyobrazić, 17 metrów to ile pięter? Licząc 3 metry brutto wychodzi 5 pięter, inaczej wysoki parter i 4 piętra. Słowo "kuriozum" Pana Marcina już by nie wystarczyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy w 3 kadencji gdy planowano Rynek Klub Radnych Mniejszość (3osoby) nie negował istoty tylko formę i zwłaszcza tryb przeprowadzenia tematu. Przebudowa centrum jak najbardziej ale na zasadzie otwarcia ulicy Poznańskiej i pójścia w głąb wraz z integracją MOSiR.
      Miał to być jeden zintegrowany obszar niskiej, idyllicznej zabudowy (typu Ciechocinek według modelu miasto-ogród Howarda) i nie wykluczone o współczesnej formie architektonicznej jednakże z dominantą drewna. Drewno, szkło. W centrum miał znaleźć się park z infrastrukturą wypoczynkową (kafejki, ogródki, place zabaw, gier i koncertów). Ciąg handlowy pod wspólnym dachem jak we współczesnej galerii ale dobrego typu. Górna granica kalenicy 12 metrów, możliwa jedna wyższa dominanta w centrum kompozycji, może wieża widokowa z zegarem. Parkingi na obrzeżach od zaplecza kompleksu, jeden pas wzdłuż ulicy Kościelnej z tym że oddzielony od niej szpalerem krzewów. Reasumując miał to być generalnie niewielki park otoczony niską zabudową handlowo-usługową, przecięty w początkowym przebiegu ulicą Poznańską z otwartą perspektywą. ITD.
      Co jest, jak mówią dżentelmeni, każdy widzi. Są 3 odgrodzone od siebie duszne strefy: ulica Poznańska zamknięta fasadą kamienic, przez które wąskim gardłem wjeżdża się we właściwy Ryneczek ze zredukowanym do karłowatej postaci parkiem, kolubrynową dominantą (Grzybek)i 3 strefa, oddalony niewidoczny MOSiR, dodatkowo jeszcze obecnie odcięty nową techniczną drogą. 3 oddzielne byty pomiędzy którymi labirynt komunikacyjny, piesi zmieszani z samochodami. Nie chcę oceniać architektury, jej stylu, nawet każdy budynek z osobna może być jako domek jednorodzinny. Ale razem?
      Zróbcie tak: jak będzie jakiś otwarty konkurs architektoniczny, weźcie pięć-dziesięć różnych willi zestawcie je razem po obrzeżach czworoboku, i już; może być wygrana.
      .
      To na razie tyle bo najwyższa pora mówić jak coś jest nie tak to jak może być inaczej. Tylko gdy będzie inna załoga u steru.

      Usuń
  7. Ad vocem wpisu z 17.05. g. 14.04; to pomysł doskonały! A może zrobić konkurs miejski na najbardziej zadbane otoczenie sklepu/punktu usługowego itp.
    Można też "wytknąć" najbardziej zaniedbane otoczenie: tutaj miejsce z pewnością zajęłoby otoczenie sklepu Żabki przy ul. Dworcowej w Puszczykówku: z boku jest wielkie "petowisko" - wystarczy zwykła miotła i zrobi się czysto

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. O reklamach w Polsce można powiedzieć krótko! Wysypisko reklamowe!
    .
    Winna jest szkoła podstawowa która koduje szkodliwą mentalność, ujmę rzecz w
    2 punktach:
    1. Plastyka to zabawa nie praca!
    2. Estetyka sprawą gustu a nie podstawowej wiedzy humanistycznej i technicznej !
    .
    Stąd brak regulacji prawnych gdyż prawo nie może wkraczać w dziedzinę odczuć osobistych.Tu jest węzeł gordyjski. Plastyk miejski ma to zmienić? Jest to może jakiś pierwszy krok na dobrej drodze, po kolei polskie miasta przywracają taką funkcję, Puszczykowo też powinno. Jest sprawą czysto techniczną jakie nadać tej funkcji prerogatywy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Plastyk miejski w Puszczykowie? Oczywiście!

    OdpowiedzUsuń