Taki
piękny, słoneczny dzień. Dzień Dziecka, Dni Puszczykowa.
Wracam z Poznania – na ulicy Wczasowej, przy
radarze, ograniczenie do 40 km/h, leży przejechany kot. Jeszcze ciepły,
zakrwawiony. Wybite oko, jelita na jezdni. Nikt się nie zatrzymał. Stanęłam,
zabrałam na pobocze.
Jakieś dziecko miało bardzo smutny Dzień Dziecka… I na pewno nie tylko
dziecko.
To nie autostrada, nie było złej widoczności,
deszczu, zmierzchu czy mgły. Nic nie usprawiedliwia takiej nieostrożności, a
może i nawet lekceważenia zwierzęcego życia.
Na
tej ulicy już kilkakrotnie znajdowałam martwe zwierzęta – koty, psy, jeże,
królika, a nawet malutką sarenkę.
Czy nie można trochę zwolnić, uważać, czy trzeba mieć czyjąś krzywdę na
sumieniu?
Chcemy
mieć „miasto-ogród”, chcemy mieszkać przy lesie. Puste frazesy ludzi, którzy
przeprowadzają się tutaj z Poznania, a potem zamykają okna, bo im przeszkadza…
śpiew ptaków. Albo rżenie konia, czy pianie koguta. Wciąż jesteśmy
cywilizowanymi arogantami, mieszczuchami, żądającymi autostrad i stacji
benzynowych w oazie zieleni, otaczającymi się technicznymi gadżetami, którzy z
trudem dopuszczają stworzenia nieludzkie (dzikie czy udomowione) do jakiejś z
nimi wspólnoty (jednym z przykładów jest histeria na temat kilku psich kup na paru
hektarach zakola, ale to już osobny i obszerny temat).
Od 44
lat jestem kierowcą, podróżuję po całym świecie, przejechałam motorem i samochodami ponad 500 000 km. Uwierzcie,
„bystrzaki” i „szpanerzy”, nowobogaccy właściciele „ekstra bryk” i ruszających
z rykiem motorów, naprawdę można tak jeździć, żeby uważać na zwierzęta.
Niech to będzie waszą ambicją.
Prof. dr hab. Honorata Korpikiewicz
Puszczykowo
Droga Pani Profesor, niestety nie ma Pani racji w tym co Pani pisze. Jak widać 500tys. km, które udało się Pani przejechać było wyjątkowo szczęśliwe. Zwierzęta często w ucieczce, gonitwie czy innych "swoich" zwyczajach wpadają pod koła w najmniej oczekiwanym momencie - i nie ma tu znaczenia, czy pędzimy 100km/h, czy jedziemy rowerem spacerowym tempem. Tak naprawdę aby nie dochodziło do tak przykrych incydentów musielibyśmy się wynieść z tego miasta, bo to my, ludzie, zmuszamy zwierzęta do takich a nie innych zachowań. A psy i koty... smutno powiedzieć, ale to ludzie przyczynili się do gwałtownego wzrostu ich liczebności, więc i muszą ponosić ofiary. Nigdy nie słyszała Pani o wypadkach z udziałem małych dzieci wybiegających pod koła samochodu?
OdpowiedzUsuńJak na utytułowaną naukowo osobę wyjątkowo mało refleksji...