Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 lipca 2013

Spacer z Trzebawia do Dymaczewa

Aleja kasztanowa. Fot. P. Kosteczka
Tekst i zdjęcia: Paulina Kosteczka*

Dziś zapraszam Państwa na wyprawę połączoną z wizytą na polach połączoną z obserwacją ptaków – warto więc zaopatrzyć się w lornetkę. 

Wyprawę rozpoczniemy w Trzebawiu, do którego dojechać możemy zarówno od strony tłocznej „piątki” prowadzącej do Wrocławia jak i skręcając z Grajzerówki w nieutwardzoną drogą przy Dyrekcji Wielkopolskiego Parku Narodowego w Jeziorach. W samym Trzebawiu czeka nas cisza i spokój. Dojeżdżamy do szkoły podstawowej, która mieści się na wzniesieniu – dookoła rozciąga się widok na pola. Schodzimy ze wzniesienia i mijamy znak „Górka 1,5km”. Nie podążamy jednak za tym drogowskazem – idziemy prosto. 

Kilka kroków dalej, po lewej stronie widać czarny szlak, jego również mijamy i idziemy prosto przed siebie. Po lewej stronie mamy ścianę lasu z gęstym podszytem, po prawej zaś za kończącymi się zabudowaniami – widzimy pola – aż po linię horyzontu. Mijamy pojedyncze okazy wierzb, droga lekko się wije i opada. Nawierzchnię pokrywają pojedyncze kocie łby, na których od czasu do czasu przysiadają motyle… przejeżdżające z rzadka samochody nie są w stanie zepsuć uroczej scenerii. Nim droga wkroczy w las, po prawej stronie widzimy niewielkie zagłębienie wypełnione wodą, nad którą latają przepiękne ważki. Warto być uważnym. 

Kierunek: Górka. Fot. P. Kosteczka
Podążając lasem dochodzimy do miejscowości Łódź, o której pierwsze zmianki pochodzą już z XIII w. W pewnym momencie nasza droga spotyka się z czarnym szlakiem, który z początku zignorowaliśmy. Coraz częstsze zabudowania i pojawiający się ludzie znaczą jedno – zbliżamy się do największego jeziora Parku - Łódzko-Dymaczewskiego. Kto ma ochotę, może się ochłodzić bądź podziwiać żaglówki lub po prostu napawać się pięknymi widokami, szczególnie z okolic zabytkowego kościółka. Przez moment możemy ulec wrażeniu, że znaleźliśmy się w Norwegii pełnej fiordów. 

Skoro jesteśmy przy kościółku – nie możemy nie poświęcić mu chwili czasu. Wszak jest to zabytek z XVII w., gdzie znajdziemy barokowy ołtarz z ok. 1670 r. Warto również przyjrzeć się drewnianej dzwonnicy z 1863r. W najbliższym otoczeniu kościoła stoją piękne pomnikach przyrody – jesion wyniosły oraz lipa szerokolistna. Patrząc na drugą stronę jeziora dostrzec można cypel, na którym znajduje się obszar ochrony czapli siwej, która nie zakłada – niestety – gniazd na terenie rezerwatu, ale przylatuje w poszukiwaniu pokarmu. 
Jezioro Łódzko-Dymaczewskie. Fot. P. Kosteczka

Powoli wracamy tą samą drogą w kierunku Trzebawia. Tym jednak razem wypatruję oznaczenia czarnego szlaku, który pojawia się po prawej stronie drogi. Odbijamy lekko w górę. Przyspieszamy znacznie ze względu na „wiernych towarzyszy” w postaci… komarów. Po kilkuset metrach droga wyraźnie się poszerza, a po prawej jej stronie napotykamy na wyjątkowe okazy buków. Gdy las zacznie się przerzedzać – oznacza to, że zbliżamy się do wsi Górka. 

Przed nami piękna aleja kasztanowców, która wręcz przytłacza swoją wielkością. Uwaga na rowerzystów – jeździ tu ich naprawdę sporo. Do Górki – niewielkiej wsi - wchodzimy od strony starych zabudowań PGR. Przechodząc przez wieś mijamy miejsce biwakowe, za którym będziemy skręcać w prawo w stronę Dymaczewa Starego. Nim jednak podążać będziemy aleją czereśniową, warto przysiąść na ławce w cieniu i odpocząć. Po nabraniu sił na dalszą trasę podążamy w kierunku Dymaczewa Starego. 

Las w okolicach Trzebawia. Fot. P. Kosteczka
Początkowo przyglądamy się polom uprawnym, na horyzoncie jednak ukazuje się szybko ściana lasu. Czeka nas teraz wędrówka przez las. Po wyjściu z lasu poruszamy się aleją czereśniową. Ze względu na swój wiek drzewa owocowe mają bajkowe kształty. Powoli dochodzimy do wsi. To jednak nie koniec naszej wędrówki. W zasięgu wzroku bowiem kuszą swą urodą pola, które podczas deszczowych dni zamieniają się w urocze rozlewiska. Warto więc skupić na nich swoją uwagę. 

Po przejściu na drugą stronę ulicy widzimy drogi dojazdowe służące maszynom rolniczym. Im dalej od ruchliwej drogi tym ciekawsze czekają nas niespodzianki. Przede wszystkim spotkać możemy bociany. Nie byłoby w tym nic niezwykłego (choć niedługo, gdy okoliczne łąki zostaną zurbanizowane…) gdyby nie fakt, iż wciągu najbliższych około 2-3 lat będziemy mogli podziwiać znacznie ograniczoną populację tych ptaków. Jest to niestety spowodowane wyprowadzeniem zaledwie ok. 25% lęgów przez ten gatunek tej wiosny. Przymrozki pokonały większość młodych bocianów i jak przyznają eksperci z OTOP (Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków) potrzeba będzie kilku lat na odbudowę strat… 
Król dymaczewskich pól. Fot. P. Kosteczka

Na polach dostrzegłam również czajki. Są to dość charakterystyczne ptaki, wielkości gołębia, w locie czarno-białe, wiosną wykonują przepiękne akrobacje połączone z gwałtownym pikowaniem i fikołkami. Ich godowy śpiew przypomina dźwięki „strzelanki” z gier komputerowych – nie można ich pomylić z niczym innym („Łip, łip, łip, łip…).

W licznych łąkach spotkać możemy motyle i ćmy. Po spacerze na polach pora wracać. Po dojściu do Górki, należy kierować się w stronę rozdroża za zabudowaniami PGR. Przy krzyżu skręcamy w prawo. Po ponad kilometrowym spacerze dochodzimy do Trzebawia. Sygnalizuje to widok szkoły górującej nad otoczeniem.

*Paulina Kosteczka - współpracowniczka Zielonego Puszczykowa, miłośniczka Puszczykowa i WPN.

Zachęcamy do spaceru. Dla ułatwienia publikujemy mapkę z opisywaną trasą:



czwartek, 25 lipca 2013

Szlaki turystyczne w okolicach Puszczykowa

Publikujemy kolejny tekst Macieja Krzyżańskiego z serii "Odkryj Puszczykowo na nowo". Tym razem młody puszczykowski historyk opowiada historię szlaków turystycznych w w naszej okolicy. Słusznie zauważa, że wiele z nich, szczególnie na terenie miasta, wymaga pilnej renowacji. Szlaki powinny być chlubą i wizytówką naszego miasta. Wstyd, że nikt nie ma serca do ich utrzymywania. 

Przy okazji polecamy świeżo odkrytą interaktywną mapę Wielkopolskiego Parku Narodowego.

Historia szlaków turystycznych na terenie Puszczykowa i Wielkopolskiego Parku Narodowego
Maciej Krzyżański*

Mapa WPN w Puszczykówku nie doczekała się aktualizacji
od ponad 20 lat. Fot. M. Krzyżański
Pierwsze szlaki w Puszczykowie zostały wytyczone na przełomie XIX i XX wieku wraz z przybyciem wycieczkowiczów z Poznania. Z początku biegły one po wiejskich okolicach naszej miejscowości. Najważniejszym był istniejący do dzisiaj szlak nadwarciański, który cieszył się wielką popularnością, ze względu na piękno Warty i lasu. Następny był szlak biegnący od stacji kolejowej w Puszczykowie, koło willi „Mimoza” do „gór puszczykowskich”. Z tarasu widokowego można było podziwiać panoramę niemal całego Puszczykowa. Niestety, w ostatnich latach morena zarosła drzewami i nie jest możliwe oglądanie tego pięknego krajobrazu.

Od samego początku istnienia letniska w Puszczykowie i Puszczykówku różne towarzystwa wyznaczały szlaki piesze. W roku 1910 mapa naszej miejscowości mieściła się w okolicach „Letniska Silva”. Tabliczki wskazujące początek szlaku były wykonane z drewnianych desek, przybijane były do drzew. Wiele ścieżek funkcjonowało w sposób nieformalny, gdyż były znane przyjeżdżającym gościom np. szlak do jeziora Góreckiego. Mieczysław Orłowicz – krajoznawca i popularyzator turystyki, który napisał kilkadziesiąt przewodników po Polsce, w jednym z nich w roku 1914 - charakteryzuje Puszczykowo i okolice: „Puszczykowo (Unterberg) ulubione letnisko i miejsce wycieczkowe Poznańczyków. [...] Puszczykówko (Puschkau) [...] położone niedaleko, mające z Poznaniem specyalne pociągi spacerowe. Ludwikowo, (Ludwigshöhe) to samo. W okolicy najpiękniejsze jezioro [...]Góreckie ; wszędzie drogowskazy i dobrze utrzymane ścieżki [podkreślenie MK.]”[1]

Szlak trafił szlag. Fot. M. Krzyżański
Franciszek Jaśkowiak, także propagator turystyki i krajoznawstwa w okresie międzywojennym, był min. przewodnikiem po Powszechnej Wystawie Krajowej. Po II wojnie światowej reaktywował Kronikę Miasta Poznania i Towarzystwo Miłośników Miasta Poznania oraz poznański oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. Agitował za utworzeniem Wielkopolskiego Parku Narodowego. Był członkiem zarządu Międzynarodowych Targów Poznańskich, Zrezygnował ze wszystkich pełnionych stanowisk na znak protestu przeciwko niszczeniu WPN. W swoim przewodniku pisał: „Szlaki wycieczkowe w Wielkopolskim Parku Narodowym zostały wyznaczone – jako pierwsze w Wielkopolsce – w 1948 r.”[2] W pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej, dostępność map turystycznych była bardzo ograniczona, co przyczyniało się do „błądzenia” turystów po lesie. „Sieć dróg i ścieżek była [przed 1948 MK] [...] gęsta, z powodu bogatej konfiguracji terenu, wód, łąk i bagien”. [3]

Franciszek Jaśkowiak zwrócił się w tym okresie „z prośbą” do mieszkańca Puszczykowa, prof. J.W Szulczewskiego, który był „najlepszym znawcą WPN we wszystkich aspektach, o zaprojektowanie odpowiednich szlaków wycieczkowych po terenie Parku – dla licznych [...] miłośników turystyki pieszej”.[4] J.W Szulczewski mieszkał w Puszczykowie od roku 1931 i był bliskim współpracownikiem profesora Adama Wodziczki. Dzięki bogatemu doświadczeniu i wiedzy, wyznaczył większą część dzisiaj istniejących szlaków. Łączna długość pierwszych ścieżek wynosiła 49 km, a pierwsze znaki, mimo „podeszłego wieku”, wymalował sam projektant. 

Można się domyślać, że to oznaczenie szlaku.
Fot. M. Krzyżański
W latach osiemdziesiątych szlaki piesze, które przecinały Puszczykowo i WPN były jednymi z najbardziej spopularyzowanych w Polsce. Łączna ich długość wynosiła wówczas 83 km. Większość szlaków nazwano imieniem wybitnych mieszkańców bądź admiratorów Puszczykowa i zarazem Wielkopolskiego Parku Narodowego. I tak patronem szlaku żółtego został Bernard Chrzanowski, mieszkaniec Puszczykówka, historyk, prawnik, organizator ruchu turystycznego, działacz niepodległościowy. Patronem szlaku niebieskiego został Cyryl Ratajski, mieszkaniec Puszczykówka, prawnik, organizator ruchu turystycznego, prezydent miasta Poznania, członek Stowarzyszenia Miłośników Puszczykowa, Puszczykówka i okolicy. W okresie PRL opiekunem szlaków był odział PTTK przy Zakładach Przemysłu Metalowego „H. Cegielski”, który „dokonywał konserwacji znaków”. 

W latach dziewięćdziesiątych, wraz z transformacją ustrojową, szlaki turystyczne na terenie Puszczykowa, powoli popadały w zapomnienie. Może spowodowane było to wydzieleniem naszej miejscowości z WPN, bądź po prostu brakiem wrażliwości na tak ważne sprawy. Wśród największych błędów minionych lat można wymienić brak współpracy miasta Puszczykowa z WPN (w ostatnim okresie odbył się cykl konsultacji społecznych, w których uczestniczyła pani Mariola Marecka Chudak reprezentująca Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa). 

Mosteczek ugina się. Fot. M. Krzyżański
Cała infrastruktura turystyczna powinna być regularnie konserwowana. Dzisiaj, na terenie Puszczykowa znajdują się zdezaktualizowane mapy WPN z lat dziewięćdziesiątych, a same szlaki od wielu lat nieodmalowane, już zarosły roślinnością i prawie zanikły. Szlaki czerwony i żółty nie mają przejść dla pieszych na szosie poznańsko-mosińskiej. Most na kanale mosińskim, leżący w granicach miasta Puszczykowa, jest w fatalnym stanie technicznym (został podmyty), a jest to fragment magistrali rowerowej zwanej „Pierścień dookoła Poznania”; jest jedną z najpopularniejszych ścieżek rowerowych w Wielkopolsce. 

Pozytywnym przykładem inwestycji turystycznych jest ścieżka między Puszczykowem a Puszczykówkiem, która cieszy się wielką popularnością. Moim zdaniem, w przyszłości, pożądanym byłoby wytyczenie i zbudowanie nowych szlaków dla różnych dyscyplin sportowych, tak, by zapewnić mieszkańcom Puszczykowa i turystom doskonałe warunki. Pomóc w tym również mógłby punkt informacyjny Ekoinfo przy dawnej stacji kolejowej w Puszczykowie, który popularyzuje trasy turystyczne oraz mikroregion WPN. Puszczykowo może stać się rowerową stolicą Polski, bo ma do tego świetne predyspozycje. 

Jak pisał Franciszek Jaśkowiak w swoim przewodniku: „Sieć dróg jest [w WPN – MK.] tak gęsta i urozmaicona, że można chodzić nimi latami bez obawy o powtórzenie się wycieczek i widoków, a poszczególne okolice Parku są tak malownicze, tak piękne, że pomimo częstego nawet ich odwiedzania nie tracą uroku świeżości, nie tracą nic ze swojej atrakcyjności.”[5] Powinnością Miasta Puszczykowa winna być dbałość o największe bogactwo znajdujące się w jego okolicach tj. Wielkopolski Park, któremu nie bez powodu nadano rangę Narodowego. 

Uwaga, szlak! Fot. M. Krzyżański
W ostatnich miesiącach zorganizowałem we współpracy z Ekoinfo cykl wycieczek po nazwą „Spotkanie z historią miasta”. Wraz z licznymi grupami turystów zwiedziliśmy dzielnice Puszczykowa, gdzie zaprezentowałem historię poszczególnych budynków, ludzi oraz wydarzeń. Mam nadzieję, że w ten sposób poszerzyłem wiedzę mieszkańców o naszym dziedzictwie kulturowym. W przyszłości powinno się wyznaczyć ścieżki edukacyjne, które będą poprowadzone poprzez Puszczykowo, w celu prezentacji restauracji, pensjonatów, domów, miejsc, wraz z ich historiami. W ten sposób możemy stworzyć dodatkową atrakcję, która pozwoli spopularyzować zapomnianą przeszłość. Bardzo mnie cieszy fakt że w konkursie, który odbył się pod koniec pierwszego cyklu wycieczek, w czasie „Dni Puszczykowa” wzięło udział wiele osób zainteresowanych historią miasta. Pragnę pogratulować licznym uczestnikom, a w szczególności zwycięzcom, którzy w dużej częśći – jak się później okazało - związani byli ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Puszczykowa. 

Serdecznie zachęcam do uczestnictwa w wycieczkach i warsztatach krajoznawczych, które planuję w niedalekiej przyszłości.

*Maciej Krzyżański - puszczykowski historyk, współpracownik "Kuriera Puszczykowskiego" i "Zielonego Puszczykowa".


[1] Przewodnik po Europie,…. ,s.293
[2] Wielkopolski Park Narodowy, …,s.5
[3] Ibid., s.5
[4] Ibid., s.5
[5] Ibid.,  s.103

środa, 24 lipca 2013

Elżbieta Dzikowska w Puszczykowie


Zapraszamy serdecznie na spotkanie z Elżbietą Dzikowską, które odbędzie się 29 lipca 2013 r. o godzinie 13.00 w Muzeum Pracowni Arkadego Fiedlera. Znana podróżniczka uświetni swoją obecnością otwarcie wystawy swoich fotografii pt. "Przez mongolskie bezdroża". Wstęp wolny.



piątek, 19 lipca 2013

Nowy plac zabaw i rekreacji

Zaraz po uroczystym otwarciu plac wypełnił
się dziećmi. 
Zapraszamy dzieci na nowy plac zabaw, który powstał u zbiegu ulic Mazurskiej i Pomorskiej w Puszczykowie. To tutaj znajdowała się mała polanka, o której czystość zabiegali okoliczni mieszkańcy i Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa, organizując przez wiele lat akcje sprzątania lasu. W czasie pracowitych spotkań sąsiedzkich marzyliśmy, że kiedyś zrobimy tu miejsce zabawy dla naszych dzieci, umożliwimy aktywne spędzanie czasu na świeżym powietrzu; będzie tu miejsce wypoczynku i rekreacji nie tylko naszych milusińskich ale i ich rodziców i opiekunów oraz seniorów. Gdy zmieniły się przepisy i mieszkańcy uzyskali możliwość samodzielnego działania Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa wystąpiło do Burmistrza Miasta z wnioskiem o realizację tzw. inicjatywy lokalnej – utworzenie tu placu zabaw i rekreacji. Dzięki wspólnym, społecznym działaniom mieszkańców i SPP oraz dotacji Urzędu Miasta, a także dużej pomocy i życzliwości pracowników Urzędu, oddajemy dziś „POLANKĘ”- nowe miejsce zabaw dla wszystkich dzieci i odpoczynku dla ich opiekunów. Miejsce to nadal pozostanie pod naszym wspólnym nadzorem – sami musimy dbać o czystość i estetykę tego miejsca; zabawki po skończonej zabawie chować do kufra PIRATA; śmieci wrzucać do koszy, zamykać furtkę, by psy nie zanieczyszczały miejsca zabaw i żeby było bezpiecznie.

W miarę możliwości finansowych planujemy pozyskać jeszcze dodatkowe urządzenia do zabawy i rekreacji.

Miłych wakacji na placu zabaw!

Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa

środa, 17 lipca 2013

Natura 2000 czy buldożery?

Co powinniśmy zostawić następnym pokoleniom – kolejne osiedle czy nietkniętą otulinę Parku? - pyta w swoim artykule Paulina Kosteczka zaniepokojona planami budowy kolejnych osiedli w bezpośrednim sąsiedztwie obszarów chronionych. Warto zapoznać się z najważniejszymi faktami dotyczącymi programu Natura 2000, który powstał po to, by chronić najcenniejsze walory przyrodnicze w Europie. Artykuł dedykujemy szczególnie samorządowcom i deweloperom z Puszczykowa i Mosiny, którzy ochronę przyrody mają często w bardzo głębokim poważaniu. 

Natura 2000 czy buldożery?
Paulina Kosteczka*

W związku z ostatnimi planami zagospodarowania terenów graniczących z Wielkopolskim Parkiem Narodowym postanowiłam przyjrzeć się negatywnym konsekwencjom, które wystąpić mogą na obszarach chronionych. 

Tereny należące do WPN leżą w obszarze ochrony Europejskiej Sieci Ekologicznej NATURA 2000. Sieć ta nakłada szereg obostrzeń na organy odpowiedzialne za ich utrzymywanie. 

Nie tylko bociany liczą na łakomy kąsek
na terenach graniczących z WPN.
Fot. P. Kosteczka
Program ochrony NATURA 2000 wymaga wyznaczenia specjalnych obszarów ochrony tzw. SOO czyli tzw. obszarów siedliskowych oraz obszarów specjalnej ochrony (OSO) czyli tzw. obszarów ptasich. Wyznaczenie odbywa się na podstawie tzw. dyrektywy ptasiej oraz dyrektywy siedliskowej czyli ochrony siedlisk przyrodniczych oraz dzikiej flory i fauny. Aby przystąpić do programu należy wykazać, że na terenie obszarów wyznaczonych do sieci NATURA 2000 znajdują się siedliska przyrodnicze wymienione w dyrektywach. Każdy obszar NATURA 2000 podlega ochronie, która polega m.in. na wdrażaniu działań ochronnych, czy zachowaniu niezbędnych powierzchni wymaganej przez gatunki zwierząt do utrzymania wielkości populacji. Każda inwestycja, która może zakłócić równowagę ekologiczną na obszarach chronionych powinna więc być rozpatrywana dokładnie i szczegółowo. 

Za nadzór nad obszarem Natura 2000 odpowiedzialna jest dyrekcja Parków Narodowych (jeśli w ich granicach znajduje się obszar chroniony NATURA 2000) oraz Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (jeśli teren obszaru chronionego wykracza poza Park Narodowy). Zarządzanie obszarami chronionymi oparte jest głównie na planach zadań ochronnych i planach ochrony. W kontekście zabudowy terenów graniczących z WPN wybrane zagadnienia ochrony dotyczą: 
  • zapewnieniu kierunków i zasad rozwoju gmin położonych na terenie obszarów NATURA 2000 uwzględniającego konieczność ochrony przyrody, 
  • identyfikacji i analizie zagrożeń oraz konfliktów pomiędzy celami ochrony obszaru NATURA 2000 a rozwojem gospodarczym danego regionu. 
W tym miejscu należy nadmienić, iż ochrona obszarów nie wyklucza gospodarczego wykorzystania pod warunkiem jednak, że każde planowane przedsięwzięcie, które może w istotny sposób oddziaływać na gatunki musi podlegać ocenie. 

Co zatem zagraża siedliskom zwierząt i ostojom ptaków występującym na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego w związku z planowanymi inwestycjami? 

Przede wszystkim należy podkreślić, iż mamy do czynienia z potencjalnie dwoma inwestycjami – w Krosinku oraz przy Szosie Poznańskiej w Mosinie. Tereny obu przedsięwzięć znajdują się niebezpiecznie blisko obszaru chronionego NATURA 2000. Jeśli dojdzie do realizacji obu przedsięwzięć mowa będzie o oddziaływaniach skumulowanych mających wpływ na obszar chroniony. 

Czy taki sielski widok znać będziemy
jedynie z obrazka? Fot. P. Kosteczka
Planowana zabudowa w Krosinku – w odległości zaledwie około 500m od granicy Parku sprawi, że obszar będący naturalnym przedłużeniem siedlisk zmieni się diametralnie. W prognozie oddziaływania na środowisko do projektu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w Krosinku nie znalazłam niestety informacji o tzw. oddziaływaniach skumulowanych. W momencie przeprowadzania oceny należy uwzględnić oddziaływania, które wynikają z połączonego działania kilku inwestycji. Ocena powinna opierać się na najbardziej dostępnych w danym momencie danych. Możliwość wystąpienia oddziaływań skumulowanych powinien zostać uwzględniony w dokumentacji. Tutaj niestety nie znajduję go. 

W dokumentacji czytamy, że na terenie ochronnym występuje 7 gatunków z Polskiej Czerwonej Księgi, w okresie lęgowym obszar zasiedla co najmniej 1% populacji krajowej kani czarnej i kani rudej. Co to w praktyce oznacza? Otóż przykładowo strata zaledwie 1% populacji znajdującym się w kluczowym obszarze może stanowić znaczące zagrożenie. Jeśli inwestor przystąpi do prac podczas okresu lęgowego – co wiąże się ze znaczną emisją hałasu - może być oddziaływaniem znacząco wpływającym na wielkość populacji. Z kolei Ostoja Rogalińska jest jedną z najważniejszych w Polsce ostoi rybitwy czarnej i dzięcioła średniego. Stwierdza się ponad 50 gatunków roślin chronionych prawem a także 180 gatunków figurujących na regionalnej czerwonej liście roślin zagrożonych. Wszystkich gatunków nie będę wymieniać. Jest o co walczyć… 

W kontekście występowania tak wielu gatunków chronionych należy zadać pytanie czy planowane inwestycje mogą zaburzyć równowagę, rozmieszczenie i zagęszczenie kluczowych gatunków, czy mogą one pośrednio zredukować obszar występowania kluczowych siedlisk, naruszyć równowagę pomiędzy kluczowymi gatunkami, zmniejszyć zróżnicowanie obszaru? Otóż plany zagospodarowania terenów graniczących z Wielkopolskim Parkiem Narodowym przyczynić się mogą do pogorszenia możliwości rozmnażania gatunków chronionych oraz ich rozprzestrzeniania się. Dojść może więc do pogorszenia funkcji życiowych. Dalsze konsekwencje to pogorszenie użyteczności siedlisk, pogorszenie funkcji ekosystemów oraz zubożenie a nawet częściowy zanik różnorodności krajobrazowej. Wiele gatunków zajmuje kilka siedlisk, ich granica występowania jest płynna, niekoniecznie zbieżna z granicą wyrysowaną ludzką ręką. Co ważne, aby zachować równowagę dla takich gatunków konieczne jest zachowanie dotychczasowej równowagi terenów, które ochroną sieci NATURA 2000 objęte nie są. Zachwianie tą równowagą może stać się działaniem potencjalnie negatywnie oddziałujące na wiele gatunków. Zmiana i przekształcenie terenu z łąk na teren zurbanizowany będzie mieć bezpośredni skutek w postaci ograniczenia łowisk dla ptaków a także stanie się barierą dla swobodnej migracji zwierząt. Urządzenia melioracji wodnej planowanej na cieku Olszynka zaburzyć mogą równowagę hydrologiczną na tym obszarze lub w dalszym jego odcinku.

Natura 2000 to program chroniący najcenniejsze
przyrodniczo miejsca w Europie. Powinniśmy być dumni,
że nasza okolica została nim objęta. Fot. P. Kosteczka
Kolejnym problemem, który wystąpi to zwiększona aktywność ludzi w obrębie obszaru chronionego. Nie trzeba wspominać, że obniży to komfort siedlisk i wprowadzi dodatkowy stres. Kolejne sytuacje są łatwe do przewidzenia: zwiększenie śmiertelności na skutek kolizji zwierząt z pojazdami. Nowe drogi to również zimowe ich utrzymanie powodujące zasolenie gleby i zmianę jej składu. Urządzanie nowego osiedla to również ryzyko wprowadzenia obcych gatunków roślin. Jeśli będą to gatunki inwazyjne, mogą one wyprzeć gatunki rodzime, które są najwartościowsze w uprawach leśnych.

Zdumiewa więc fakt, że prognoza oddziaływania na środowisko przygotowana dla planu zagospodarowania przestrzennego w Krosinku nie zakłada powstania czynników wpływających negatywnie na cele i ochronę obszarów NATURA 2000. 

Zaś inwestor zainteresowany budową obiektów przy Szosie Poznańskiej wystąpił do RDOŚ oraz Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Poznaniu o wyrażenie opinii w sprawie konieczności przeprowadzenia oceny oddziaływania na środowisko dla planowanego przedsięwzięcia… 

Zakładając kruchość i wrażliwość ekosystemu leśnego i jego ograniczoną zdolność przystosowawczą do zmieniających się warunków istnieje ryzyko, że każda kolejna inwestycja będzie niosła za sobą coraz bardziej nieprzewidywalne skutki. Tereny graniczące z Parkiem dotychczas zajmowane przez grunty orne bądź łąki stają się coraz bardziej łakomymi kęskami dla potencjalnych inwestorów i niestety nawet najbardziej zaawansowane formy ochrony terenów znajdujących się w Sieci Ekologicznej NATURA 2000 nie dadzą gwarancji dalszego zrównoważonego rozwoju gatunków chronionych. Wielka machina się rozkręca… czy jesteśmy w stanie ją zatrzymać?

*Paulina Kosteczka - mieszkanka Poznania, miłośniczka Puszczykowa i Wielkopolskiego Parku Narodowego, stała współpracowniczka Zielonego Puszczykowa. 

O mosińskich inwestycjach, do których odnosi się powyższy tekst, można przeczytać w naszych wcześniejszych tekstach autorstwa Stefana Thiele:

poniedziałek, 15 lipca 2013

Walka o Centrum Animacji Kultury trwa

Tętniąca życiem siedziba Centrum Animacji Kultury.
Komu to przeszkadzało? Fot. W. Kowaliński
Mieszkańcy zaangażowani w obronę Centrum Animacji Kultury nie składają broni. Ponieważ zostali zignorowani przez władze miasta i radnych, skierowali oficjalną skargę do wojewody. Sprawa ma zostać rozpatrzona do 27 lipca. W zeszłym tygodniu odbyło się kolejne posiedzenie Komisji Edukacji, Kultury i Sportu, na którym doszło do dyskusji między mieszkańcami i radnymi. Radni nadal zasłaniają się dobrem dzieci, ignorując jednocześnie potrzeby seniorów oraz innych mieszkańców korzystających z oferty zintegrowanego centrum kultury. Można odnieść wrażenie, że radni po prostu nie rozumieją, jak duże znaczenie dla życia miasta ma dobrze działająca instytucja kultury, dlatego przypominamy dziś tekst z czerwcowego wydania "Kuriera Puszczykowskiego", który w przystępny sposób tłumaczy rolę kultury dla integracji i rozwoju lokalnej społeczności. Poniżej publikujemy też list mieszkanki Puszczykowa dobrze opisujący poglądy wielu rozczarowanych działaniami władz mieszkańców. 

Kultura na marginesie
Marcin Muth


Puszczykowo jest miastem, dla którego kultura powinna być, obok edukacji, ekologii, rekreacji oraz turystyki, najważniejszą dziedziną budującą jego tożsamość i definiującą jego rozwój. Niestety, obecne władze robią wiele, aby kulturę w mieście zmarginalizować. 

Jak takie tłumy mają się pomieścić w "Grzybku"?
W ostatnim „Echu Puszczykowa“ władze miasta i radni tryumfalnie ogłosili rozwiązanie problemów lokalowych Szkoły Podstawowej i Gimnazjum nr 1. Pochwalne listy i pełne satysfakcji wypowiedzi rodziców, nauczycieli, urzędników i radnych mają wszystkim puszczykowianom uświadomić, jak to dobrze się stało, że budynek Centrum Animacji Kultury został ponownie oddany na cele szkolne. Wszystkie kontrowersje związane z kuriozalną operacją dzielenia i przerzucania jedynej miejskiej instytucji kultury zostały zamiecione pod gruby dywan kolorowego confetti. 

Nie negując konieczności stworzenia dzieciom komfortowych warunków nauki, nie pojmuję jednocześnie, dlaczego w tym celu trzeba było rozbić utworzone ledwie kilka lat temu, pierwsze w historii naszego miata – centrum kulturalne z prawdziwego zdarzenia. Autorzy koncepcji twierdzą, że przeniesienie zajęć i imprez prowadzonych przez CAK do sal szkoły podstawowej oraz oddzielenie Biblioteki Miejskiej i wciśnięcie jej do „Grzybka“ na rynku to są posunięcia nie tylko nieszkodliwe, ale wręcz korzystne dla działania instytucji. 

Zajęcia plastyczne w CAK. Fot. W. Kowaliński
Otóż, można z całą pewnością powiedzieć, że instytucja, która działała sprawnie w jednym, specjalnie dla niej przygotowanym budynku i mogła elastycznie zarządzać czasem pracy pracowników, przydzielając im zajęcia związane zarówno z obsługą Biblioteki Miejskiej jak i imprezami organizowanymi przez CAK, nie będzie działać lepiej, gdy przeniesie się ją do dwóch oddalonych od siebie o kilkaset metrów budynków, które nie są do prowadzonych przez nie działań przystosowane.

Ponadto, podnoszenie argumentu, że biblioteka ma ożywić puszczykowski rynek jest myśleniem życzeniowym. Rynek w Puszczykowie jest martwy z kilku powodów. Po pierwsze, został wadliwie zaprojektowany – przytłoczony apartamentowcem z Biedronką, tworząc razem z nią i kamienicami – murowaną pustynię w pełnym ogrodów mieście. 

Dodatkowo, płyta rynku została w dużej mierze wykorzystana na parking, uniemożliwiając stworzenie przyjaznej przestrzeni dla pieszych i rowerzystów. Także okolice rynku są podporządkowane ruchowi samochodowemu, który niestety potrafi zniszczyć każdą przestrzeń miejską. Przykłady z Warszawy i Krakowa dobitnie pokazują, że centra ożywają dopiero, gdy wygasi się w nich ruch samochodowy.

Z oferty CAK korzystały także dzieci, w których interesie
rzekomo leży rozbicie tej instytucji.
Umieszczenie biblioteki na tym kuriozalnym ryneczku nie sprawi, że ludzie będą chętniej czytać i wypożyczać książki, przeciskając się między wózkami marketowymi i terenowymi samochodami. Tak jak kawiarnie na rynku nie działają, bo nikt nie chce siedzieć w ogródkach wciśniętych między miejsca parkingowe. Tak jak mieszkania w apartementowcu się nie sprzedają, bo nikt o nie marzy o mieszkaniu nad ruchliwym parkingiem i marketem. 

Kultura na rynku to pomysł dobry, ale niewystarczający. W nieprzyjaznej przestrzeni biblioteka jest narażona na marginalizację i nieprzyjemną egzystencję w cieniu popularnego marketu. Pozbawiona wsparcia w postaci pobliskiej szkoły oraz, przede wszystkim, zaplecza w postaci zintegrowanego Centrum Animacji Kultury, będzie jak kwiatek przypięty do kożucha. 

W Puszczykowie nie ma kina, nie ma teatru, nie ma domu kultury, nie ma nawet prywatnych knajp integrujących lokalną społeczność. Miasto zamieszkiwane w dużej mierze przez twórców, naukowców i ludzi kreatywnych, samo jest kulturalną pustynią. Jest, a właściwie było, zanim nie powstało Centrum Animacji Kultury. Dobrze wyposażone i zarządzane szybko wrosło w tkankę miejską, integrując wokół siebie mieszkańców. Obecne władze albo nie zdają sobie sprawy ze znaczenia tego miejsca, albo kompletnie nie rozumieją, jak działają instytucje kultury. 

Kiedy czytam, że przewodniczący rady uważa, że kultura to nie tylko miejsce, ale ludzie, to wiem, że kompletnie nie wie, o czym mówi. Ludzie bowiem mogą być bardzo dobrze wykształceni, kulturalni i kreatywni, ale jeśli nie stworzy im się miejsca, gdzie mogą się tym wszystkim dzielić, to będą to sobie pielęgnować w ogródkach i małych, zamkniętych gronach. Ani sale szkolne, ani przedsionek Biedronki nie są miejscami, dla których chciałoby się porzucić wygodny leżaczek w ogródku czy ciepłe miejsce przy domowym kominku. Centrum Animacji Kultury osiągnęło sukces, dzięki temu, że w jednym, dobrze zaprojektowanym miejscu można było skorzystać z bogatej oferty kulturalnej. Dzięki radosnej twórczości naszych radnych i burmistrzów, sukces ten może zostać zaprzepaszczony.

Miasto to ludzie
List od czytelniki "Kuriera Puszczykowskiego" Doroty Łuczak-Dydowicz


Zajęcia w sali tanecznej.
Szanowni Państwo,

(…) Mieszkam tu od około 16 lat przeprowadziwszy się do takiego kameralnego dla mnie miasta jakim jest Puszczykowo (….). Miałam przyjemność żyć w tym mieście za rządów trzech Burmistrzów – Pana Janusza Napierały, Pani Małgorzaty Ornoch-Tabędzkiej i obecnie „panującego” Pana Andrzeja Balcerka.

(…) Gdy mój syn zaczął uczęszczać do szkoły podstawowej w Puszczykowie a ja rozpoczęłam działalność w Radzie Rodziców SP 2 miałam okazję poczuć się prawowitą mieszkanką tego miasta i aktywnie włączyć się w jego rozwój oraz rozwiązywanie problemów tej społeczności.

Było to już za kadencji Pani Małgorzaty Ornoch-Tabędzkiej. Pamiętam jak z wielkim zaangażowaniem wraz z innymi członkami Rady Rodziców SP2 z przewodniczącym Panem Zbigniewem Czyżem, ówczesną Panią Dyrektor SP2 – Pani Izabelą Bajbak na czele „walczyliśmy” z Panią Burmistrz i Radą Miasta o budowę nowej sali gimnastycznej służącej zarówno uczniom ze Szkoły Podstawowej nr 2 jak i Gimnazjum nr 2. Ku mojej wielkiej uciesze ta inicjatywa zakończyła się sukcesem.

Wtedy także dostrzegłam, jak Pani Burmistrz Małgorzata Ornoch –Tabędzka pełniła swoją funkcję w interesie i na rzecz mieszkańców Puszczykowa i odwiedzających nasze miasto gości. Potrafiła wykorzystać zasoby naturalne i lokalowe miasta, aby utworzyć wiele trwałych inicjatyw tj. : 

Koncert Anity Lipnickiej i Johna Portera w sali teatralnej.
  • CAK w zaadaptowanym do tego celu starym budynku szkoły 
  • Edukacyjna ścieżka rowerowa 
  • Przystań kajakowa 
  • Kontynuowała działalność sali prób dla zespołów muzycznych z Puszczykowa
  • Umożliwienie rozwoju działalności Centrum Tenisowego „ANGIE” 
Wielka szkoda, że obecny Pan Burmistrz i Rada Miasta działa raczej w interesie pojedynczych osób nie wiem nawet czy zawsze będących mieszkańcami Puszczykowa.

Z przykrością stwierdzam, że tuż po wygranych wyborach, gdy wraz z Radą Miasta rozpoczynali swoją kadencję pracy na rzecz społeczności, która obdarzyła ich swoim zaufaniem i powierzyła swój komfort i radość życia w tym właśnie mieście, rozpoczęto unicestwianie pozytywnych dzieł poprzedniej Pani Burmistrz, tj.: 

Katarzyna Groniec w CAK.
  • Trwała likwidacja sali prób przy Szkole Podstawowej nr 1 bez żadnego zastępczego pomieszczenia, o które zespoły wielokrotnie zabiegały, unicestwiając tym samym integrację środowiska muzyków pasjonatów z Puszczykowa 
  • Brak decyzji o kontynuacji przedłużenia edukacyjnej ścieżki rowerowej 
  • Likwidacja CAK tak dobrze służącego wielkiej rzeszy mieszkańców nie tylko z Puszczykowa 
  • Próba doprowadzenia do zakończenia działalności Centrum Tenisowego „ANGIE” jednego z najlepiej wyposażonych centrów tenisowych w Polsce 
Jeżeli spojrzymy dodatkowo z finansowego punktu widzenia, to okazuje się, że niestety obecni Włodarze Miasta działają nie tylko wbrew jej społeczności – patrz przyszli wyborcy ale i wbrew dobru kasy miasta, która zasilana jest w przeważającej części z wpływów z podatków, i tak: 
Podczas koncertów organizowanych przez BM CAK sala
pękała w szwach.
  • Zespoły muzyczne z Puszczykowa muszą wynajmować sale prób w innych miejscowościach, zasilając tym samym kasy innych miast. 
  • Afera ze zmianą Dyrektora SP2, przy całym szacunku dla obecnej Pani Dyrektor, może zakończyć się docelowo zmniejszeniem napływu nowych uczniów w tym także spoza Puszczykowa do lokalnych szkół, zmniejszając tym samym dotacje na ten cel. Do tego może także przyczynić się proces uczniów z Gimnazjum nr 2 oskarżonych m.in. o molestowanie tragicznie zmarłego Mikołaja, co jest szeroko opisywane w wielkopolskich mediach. 
  • Brak dbałości i przedłużenia edukacyjnej ścieżki rowerowej może spowodować, że zarówno mieszkańcy jak i goście będą korzystać z infrastruktury innych lepiej rozwijających się pod tym względem miast ościennych. 
  • Brak kontynuacji prac związanych z modernizacją przystani kajakowej i całego toru wodnego wzdłuż linii miasta, które obecnie jest zakamienione i grożące tym samym uszkodzeniem jednostek pływających, czego osobiście doświadczyłam płynąc w ubiegłym sezonie z Rogalinka do Czerwonaka w ramach Rajdu na zakończenie sezonu żeglarskiego. Nasza jednostka pływająca o nazwie” Paszeko” wpłynęła na wody przybrzeżne Puszczykowa jako pierwsza a opuściła go jako ostatnia, a właściwie tu zakończyła swój udział w Rajdzie z uwagi na uszkodzenie steru przez niewidoczne kamienie leżące na samym środku toru wodnego Warty. Więcej szczegółów można przeczytać na stronie www.puszczykowo.eu
Takie działania gospodarzy miasta może w przyszłości spowodować, że miłośnicy żeglugi śródlądowej przeniosą się z okolic Puszczykowa do zupełnie innej części Wielkiej Pętli Wielkopolski, na której promocję władze naszego miasta uchwaliły przekazanie 15.000 PLN. 

Sala Tradycji. 
Miłośnicy literatury, sztuki czy innych form artystycznych mogą nawet na stałe wyjechać z Puszczykowa a i nowych mieszkańców nie będzie tu przybywać, czego namacalne dowody już możemy oglądać w postaci coraz to większej liczby starych i nowych domów wystawionych na sprzedaż .

Na podstawie historii z pierwszych dwóch lat rządów, przytoczonych faktów i wielu przegranych przez mieszkańców protestów, należałoby zadać sobie pytanie czy faktycznie naszą jedyną aktywną obroną powinny być różnorodne formy protestów. Analizując efektywność dyskusji prowadzonej przez mieszkańców z Panem Burmistrzem i Radą Miasta, możemy stwierdzić, że protesty sprzyjały jedynie pozytywnej integracji oburzonej części społeczności Puszczykowa, ale nie kończyły się decyzjami zgodnymi z naszymi oczekiwaniami.

Czy tym samym powinniśmy pozwolić na dalszą dewastację mienia i zasobów miasta oraz degradację życia kulturalno-rekreacyjno-edukacyjnego?

Im szybciej uda nam się zakończyć proces unicestwiania pozytywnego wizerunku miasta, tym szybciej następcy będą mogli odbudować to co zostaje obecnie niszczone.

Czy powinniśmy czekać jeszcze półtora roku do planowanych wyborów i przyglądać się bezsilnie dewastacji zasobów rzeczowych, finansowych a przede wszystkim ludzkich?

A może przyszedł już czas, aby skorzystać z najmocniejszej broni jaką daje nam niezadowolonym mieszkańcom ustawa o samorządach, czyli odwołanie obecnych Zarządców Miasta. MIASTO TO LUDZIE, O KTÓRYCH NALEŻY DBAĆ A PRZEDE WSZYSTKIM SZANOWAĆ!!!


Dorota Łuczak-Dydowicz
Puszczykowo, 25.05.2013


Więcej o sytuacji w naszych tekstach:

piątek, 12 lipca 2013

Sąd oddalił skargę Geoprojektu

Okazuje się, że jednak nie można budować marketów
jakkolwiek i gdziekolwiek. Fot. G. Ozorowska
Wiadomość z ostatniej chwili. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu oddalił skargę firmy Geoprojekt Sp. z o.o. na decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego w sprawie odmowy ustalenia warunków zabudowy dla obiektu handlowego przy ul. Magazynowej. Oznacza to, że już trzecia instancja potwierdziła, że market w tym miejscu powstać nie powinien. Przypomnijmy, że od początku inwestycji sprzeciwiali się mieszkańcy z okolicy ul. Magazynowej wspierani przez Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa, redakcję "Kuriera Puszczykowskiego" i blog Zielone Puszczykowo. Wydania warunków zabudowy dwukrotnie odmówił Burmistrz Andrzej Balcerek. Drugą jego decyzję podtrzymało SKO, a teraz sąd. Miejmy nadzieję, że to już koniec tego bezsensownego pomysłu.

Wiadomości marketowe

W natłoku informacji i plotek na temat nowych inwestycji marketowych w Puszczykowie i Mosinie nawet najwytrwalszym obserwatorom życia obu miast może się zakręcić w głowie. Dla ułatwienia zbieramy najważniejsze fakty z ostatnich tygodni. 

1. Market na rogu ulicy Poznańskiej i Magazynowej

Dziś decyzja sądu w sprawie marketu przy
ul. Magazynowej. Fot. G. Ozorowska
Jak wiadomo, firma Geoprojekt chciała postawić market na działce zajmowanej dotychczas przez opuszczoną willę i zaniedbane budynki gospodarcze. Plany te wywołały protest mieszkańców Puszczykowa, który wsparło Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa oraz blog Zielone Puszczykowo. Na inwestycję zgody nie wyraził Burmistrz Andrzej Balcerek, odmawiając wydania warunków zabudowy. Jego decyzję podtrzymało Samorządowe Kolegium Odwoławcze, do którego odwołał się inwestor. Inwestor mógł się od tych decyzji odwołać do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i z tego prawa skorzystał. Wyrok w sprawie ma zostać ogłoszony dziś (12 lipca).

2. Market pomiędzy ulicami Dworcową a Solskiego

Tereny między Solskiego a Dworcową są fatalną
wizytówką Puszczykowa. Fot. M. Krzyżański
W tym miejscu duży market chce postawić wieczysty dzierżawca terenu i właściciel działającej tam dotychczas fabryki chrupek i rozlewni wód - Jerzy Bolewski. Sprawa ma długą historię, bo sięga jeszcze okresu urzędowania poprzedniej burmistrz Małgorzaty Ornoch-Tabędzkiej. Władze miasta nie mogły wydać decyzji o warunkach zabudowy dla tak dużego obiektu (w najbardziej ambitnej wersji obiekt miał mieć 2000 metrów kwadratowych), ponieważ niemożliwe jest wykonanie analizy urbanistycznej dla takiej inwestycji z powodu braku budynków podobnej wielkości w naszym mieście. Wydanie decyzji zostało zawieszone do czasu uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu przez Radę Miasta.

Plany budowy ogromnego marketu wywołały protest okolicznych mieszkańców, którzy zyskali poparcie radnego z tego rejonu i jednocześnie przewodniczącego Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta - Marka Barłoga. Jednym z zadań kierowanej przez niego komisji jest opiniowanie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Niestety, na poziomie komisji nie udało się wypracować kompromisu pomiędzy mieszkańcami a inwestorem, choć w mediację były zaangażowane władze miasta. 

Wiosną tego roku zniecierpliwiony inwestor zaczął korzystać z usług prawnika - prof. Szewczyka - znanego ze skutecznych działań na rzecz kontrowersyjnych inwestycji. Sytuacja natychmiast się zaogniła, ponieważ prawnik inwestora bardzo szybko doprowadził do odsunięcia od zajmowania się sprawą przychylnego mieszkańcom radnego Barłoga. Jednocześnie została opracowana kolejna wersja miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego bardzo korzystna dla inwestora, bo dopuszczająca obiekt handlowy o wielkości 1750 metrów kwadratowych (+ około 70 miejsc parkingowych). 

Mieszkańcy odpowiedzieli powołaniem własnego pełnomocnika prawnego oraz poprosili o wsparcie miejscowe media (m.in. nasz blog) i organizacje społeczne (m.in. Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa). Dzięki aktywnej postawie mieszkańców udało się zablokować głosowanie Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta nad skrajnie niekorzystną wersją miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Zorganizowana też została pikieta, podczas której z mieszkańcami rozmawiał Burmistrz Andrzej Balcerek.

Na sesji Rady Miasta, która odbyła się 25 czerwca br., radni nie zechcieli się zająć tematem kontrowersyjnej inwestycji, ale korzystając z prawa do głosu swoje racje przedstawili: inwestor Wojciech Bolewski oraz przedstawicielka protestujących mieszkańców Maria Popławska. Wypowiedź inwestora była krótka i sprowadzała się do swoistego szantażu: albo władze miasta zgodzą się na market o wielkości 1200 metrów kwadratowych (na taką inwestycję miał się umówić z firmą Lidl), albo powstanie na tym terenie fabryka kołpaków lub myjnia dla TIR-ów. 

Wypowiedź przedstawicielki mieszkańców była dużo bardziej wyważona i opierała się na argumentach zawartych w nocie informacyjnej z 5 maja 2013 roku. Bardzo słusznie zauważyła też wypowiedzi radnych, których treść potwierdza pośrednio racje protestujących mieszkańców. Na przykład radny Szafarkiewicz, który zapewniał w "Echu Puszczykowa" o kontynuacji polityki Rady co do charakteru miasta Puszczykowa, w którym „nie ma miejsca na wielkopowierzchniowe obiekty handlowe”, jak i radnego Bekasa, który na początku sesji bardzo energicznie sprzeciwiał się lokalizacji masztu telefonii komórkowej na górnym Puszczykowie „bo przecież tam wkoło mieszkają ludzie”[cyt.}Na koniec wyraziła nadzieję, że radni także w sprawie marketu przy Dworcowej zaczną wspierać mieszkańców a nie walczyć przeciwko nim na rzecz inwestorów. 

Radni nie wyrazili wielkiego zainteresowania sprawą. Przewodniczący Rady Miasta Zbigniew Czyż odmówił przeczytania pism, które do niego wpłynęły, wspominając jedynie o proteście PSS Społem, pod którym podpisało się kilkuset mieszkańców. 

Naciskany przez inwestora Burmistrz do 30 czerwca musiał wydać decyzję w sprawie warunków zabudowy dla inwestycji. Decyzja nie została jednak wydana ze względów formalnych. Każdy z właścicieli okolicznych działek jest stroną w sprawie i musi otrzymać decyzję. Jak się okazuje, nie można ustalić personaliów jednego z właścicieli sąsiednich działek, ponieważ trwa procedura spadkowa. 

Obecnie trwają prace nad kolejną wersją miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Komisja Budżetu i Rozwoju Miasta ma się nim zająć jeszcze podczas wakacji, ale dokładnie jeszcze nie wiadomo, na którym posiedzeniu.

3. Market przy ulicy Moniuszki

Czerwona Torebka zamiast zielonych
drzew? Fot. M. Krzyżański
Według tej samej wersji planu, którą oprotestowali mieszkańcy okolic Dworcowej i Solskiego, na terenie przy torach kolejowych, obecnie porośniętym dzikim zagajnikiem, miałby powstać kolejny obiekt handlowy o wielkości 1200 metrów kwadratowych. Wcześniej domniemywano, że będzie to market sieci Netto, ale jak się dowiedzieliśmy, ma to jednak być galeria handlowa pod marką Czerwona Torebka. Za tą dynamicznie się rozwijającą siecią handlową stoi twórca sukcesu takich marek jak Elektromis, Żabka czy Biedronka - jeden z najbogatszych Polaków - Mariusz Świtalski. 

W przypadku tego marketu nie ma jeszcze zorganizowanego protestu, choć zwracaliśmy uwagę, że jego planowana wielkość jest nieadekwatna do rzeczywistych potrzeb handlowych naszego miasta (wystarczy spojrzeć na pustostany na kuriozalnym rynku) oraz szkodliwa dla układu urbanistycznego i komunikacyjnego tej części miasta - spowoduje bowiem wzrost ruchu samochodowego na już przeciążonych ulicach i pozbawi miasto terenu idealnie nadającego się na stworzenie parkingu buforowego przy stacji kolejowej (to bardzo ważne w kontekście planów rozwoju kolei aglomeracyjnej). 

4. Markety w Mosinie

Niektórzy, bardziej radykalni, czytelnicy naszego bloga nazywają tamtejszy, wzajemnie się napędzający, układ samorządowo-deweloperski - Mordorem. Trzeba przyznać, że gdy się widzi ogromne osiedla powstające na terenach wiejskich bez sensownego zaplecza komunikacyjnego i infrastruktury (np. Osiedle Leśne w Czapurach czy plany rozbudowy Krosinka), czy markety stawiane tuż przy ciągle korkującym się odcinku drogi 430 (np. Dino), czy plany budowy spalarni opon, czy wreszcie plany budowania ogromnych kombinatów mieszkaniowo-handlowych tuż przy granicy WPN, czy słynne już sprzedawanie gruntów deweloperowi za czapkę śliwek, to musimy przyznać, że żadne porównanie nie wydaje się przesadne. Używając delikatniejszego języka, napiszemy tylko, że planowanie przestrzenne w gminie Mosina wymaga istotnej korekty, a słowo "rozwój", którym często zasłaniają się tamtejsi samorządowcy, jak najszybciej powinno zostać uzupełnione o określenie "zrównoważony". Trudno jednak mieć nadzieję, że obecne władze zmienią swoje nastawienie. Ich postawę może zmienić tylko silna presja mieszkańców lub naciski z zewnątrz tak jak w przypadku spalarni opon.