Szukaj na tym blogu

wtorek, 29 stycznia 2013

Badamy starannie, pytamy przypadkowych przechodniów

Tu będzie market na skalę naszych czasów.
Fot. G. Ozorowska
Gdy tylko w puszczykowskich domach pojawia się nowy numer "Głosu Puszczykowa", redakcja bloga zostaje dosłownie zasypana alarmującymi sygnałami mieszkańców zaskoczonych, oburzonych czy nawet przerażonych treścią artykułów tam publikowanych. Czasami reagujemy, czasami polemizujemy, staramy się traktować argumenty oponentów poważnie i racjonalnie. Tym razem jednak trafił do naszych rąk wywiad redaktora Dariusza Urbanowicza z profesorem Waldemarem Ratajczakiem - odpowiedzialnym z ramienia Centrum Analiz Przestrzennych i Społeczno-Ekonomicznych za przeprowadzenie ankiety dotyczącej lokalizacji marketu przy ulicy Magazynowej. Wywiad nas bowiem kompletnie rozbroił. Publikujemy krótką polemikę autorstwa Marcina Mutha, do którego argumentów częściowo odnosi się wywiad.

Badamy starannie, pytamy przypadkowych przechodniów
Marcin Muth*

W styczniowym numerze "Głosu Puszczykowa" mieszkańcy Puszczykowa mogą przeczytać wywiad z prof. Waldemarem Ratajczakiem, który był odpowiedzialny na przeprowadzenie ankiety dotyczącej lokalizacji marketu przy ulicy Magazynowej. Chciałbym krótko odnieść się do kilku opinii wyrażonych przez eksperta, które rzucają nowe światło na wyniki ankiety, a także na cel jej przeprowadzenia i sposób myślenia organizatorów i wykonawców. 

Wypowiedź, która, muszę przyznać, najbardziej zbiła mnie z tropu znajduje się na końcu wywiadu. Profesor Ratajczak odnosi się do listu mieszkańca Puszczykowa - pana Biernackiego - który zarzucił przeprowadzającym ankietę nierzetelność, bowiem na mapce w grudniowym "Głosie Puszczykowa" zaznaczono jego posesję jako zamieszkaną przez zwolennika budowy marketu, podczas gdy on jest twardym przeciwnikiem tej inwestycji. 

Muszę powiedzieć, że do tej pory, choć jestem przeciwnikiem budowy marketu, podchodziłem sceptycznie do tego typu protestów. Miałem bowiem wrażenie, że mapka w "Głosie" była na tyle niewyraźna, iż trudno na jej podstawie wyciągać jednoznaczne wnioski, co do tego, kto i jak odpowiedział. Okazuje się jednak, że to nie mapka była niedokładna, ale sama metoda ankietowania jest skonstruowana w sposób dość kontrowersyjny, jeśli nie z naukowego punktu widzenia (w tej kwestii nie mam prawa nie ufać profesorowi), to na pewno z punktu widzenia jej wiarygodności społecznej. 

Otóż mówi profesor Ratajczak, że "gdy ankieter pod wylosowanym adresem nie zastał mieszkańców, to odwiedzał sąsiednią posesję. Jeśli tam nie udało się przeprowadzić badania, to ankieter pytał o opinię osobę przechodzącą w pobliżu wytypowanego adresu". Nie jestem profesorem ani nawet ankieterem, zatem przyjmuję na wiarę, że taki sposób badania ma naukowy sens. Jednak jako mieszkaniec Puszczykowa, jestem zaniepokojony faktem, że o przyszłości mojego miasta może zadecydować badanie przypadkowo przechodzących ulicą osób. 

Pomijam już nawet fakt, że te osoby wcale nie muszą się w danym miejscu na ulicy pojawić przypadkowo. Ten argument pewnie też ktoś wysunie, ale mnie bardziej niepokoi niefrasobliwość społeczna profesora Ratajczaka. Wcześniej bowiem ankieta była przedstawiana jako przygotowana bardzo starannie w oparciu o spis gospodarstw domowych. Miała być niepodważalna nie tylko na gruncie naukowym, ale też miała być ważnym argumentem w dyskusji o przyszłości Puszczykowa. Miała przekonać przeciwników, że zwolennicy budowy marketu są w większości na terenie całego miasta. 

Teraz okazuje się, że w sumie to staranne dobieranie gospodarstw domowych nie miało aż tak dużego znaczenia. Jako racjonalnie myślącemu człowiekowi wydaje mi się, że równą moc poznawczą miałaby ankieta przeprowadzona w niedzielę przed kościołem lub piekarnią. Tam przychodzą ludzie z różnych gospodarstw (nawet jeśli są niewierzący, to przypadkiem przechodzą z psami na spacer), zazwyczaj pewnie mają przy sobie dowody osobiste, a nawet jeśli ktoś zapomniał, to próba jest tak duża, że można zapytać następnego i następnego. Nie trzeba w tym celu latać po całym mieście.

Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie zarzucam profesorowi nierzetelności ani nie podważam jego metody badania. Uważam jednak, że w sprawie bardzo istotnej dla miasta, to narzędzie jest bezużyteczne. Nie jest przekonujące dla przeciwników budowy marketu i nie powinno być przekonujące dla innych mieszkańców z co najmniej kilku powodów, które wymieniłem we wcześniejszych polemikach. W wywiadzie z profesorem padają pytania tylko o niektóre z nich, ale odpowiedzi dostarczają nam cennych informacji na temat sposobu myślenia inwestora i firmy ankietującej w Puszczykowie.

W jednej z wypowiedzi profesor Ratajczak zarzuca mi błąd we wnioskowaniu, bowiem użyłem nieprecyzyjnie terminu "referendum". Profesor ma rację, mówiąc, że ankieta nie była referendum w sensie ścisłym. Ja jednak tego nie napisałem, sformułowałem jedynie publicystyczną wypowiedź pod ironicznym tytułem "Prywatne referendum". Napisałem tak dlatego, że zarówno inwestor jak i media mu sprzyjające z uporem powtarzają, że ankieta odpowie na pytanie - czego chcą mieszkańcy Puszczykowa albo też czego chce większość mieszkańców. A na to pytanie nie odpowie żaden sondaż czy ankieta, a jedynie referendum lub bezstronne konsultacje społeczne zorganizowane przez władze miasta.

Profesor Ratajczak nie widzi jednak nic zdrożnego w tym, że prywatny inwestor odciąża władze miasta w prowadzeniu polityki samorządowej. Mówi: "Trudno mi też zrozumieć zarzut dotyczący finansowania badań przez prywatnego inwestora. To raczej powód do zadowolenia, że dzięki temu nie trzeba było wydawać pieniędzy publicznych". To bardzo zaskakujące wnioskowanie u profesora zajmującego się geografią społeczną. Przecież nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy przy pomocy takich prywatnych ankiet inwestorzy zbudują sobie miasto po swojemu, nie zwracając uwagi na zabytki, planowanie przestrzenne, interes mieszkańców, charakter miasta czy nawet prawo budowlane. Po co komu procedury demokratyczne, urzędnicy samorządowi i prawo głosu? Wszystko może przecież załatwić niewidzialna ręka rynku.

W odpowiedzi na kolejne pytanie (pominę już, że redaktor Urbanowicz błędnie przedstawił moją argumentację), profesor Ratajczak podkreśla, że "każdą inwestycję można rozpatrywać wyłącznie przez pryzmat ekonomii (podatki do budżetu, niższe ceny w sklepach dla mieszkańców), ale można także zastanawiać się nad tym, czy nie naruszy ona powszechnie uznawanego w mieście systemu wartości. Jeśli bardziej niż aspekt ekonomiczny, ceni się np. wartości historyczne, krajobrazowe lub kulturowe, można właśnie im przyznać prymat. Ważne jednak, by taki system wartości był uznawany przez władze samorządowe i przez większość mieszkańców." W pełni się zgadzam z panem profesorem i nic innego nie powtarzam od początku dyskusji o lokalizacji marketu. W Puszczykowie mamy sytuację, w której duża część mieszkańców chce walczyć o zachowanie tradycyjnego charakteru miasta (profesor jako geograf powinien sobie świetnie zdawać sprawę, dlaczego), jest też duża część zainteresowana jedynie zdynamizowaniem rozwoju ekonomicznego bez oglądania się na koszty społeczne, ekologiczne i urbanistyczne. 

Profesor Ratajczak w następnym zdaniu stwierdza, że konflikt ten został właściwie rozstrzygnięty przeprowadzoną przez niego ankietą. Mówi, że "blisko 70% mieszkańców popiera inwestycję" i "nie da się tego podważyć stosując argumenty racjonalne". Otóż, Szanowny Panie Profesorze, wyników może nie da się podważyć, bo ankieta, w co nadal pragnę wierzyć, została przeprowadzona rzetelnie. Da się jednak podważyć treść pytania i sposób przygotowania ankiety a nawet zasięg przeprowadzonego badania. 

Pytanie zostało sformułowane w sposób tendencyjny i użyto w nim nazwy marki komercyjnej, która wydaje olbrzymie pieniądze na reklamę. To nie mogło pozostać bez wpływu na wynik. Ankieta została przygotowana w tajemnicy przed przeciwnikami budowy marketu. Nie mogliśmy brać udziału w przygotowaniu pytania, a nawet nie znaliśmy go w momencie przeprowadzania ankiety. Informacja o przeprowadzeniu ankiety ukazała się tuż przed jej terminem tylko w jednej gazecie o wyraźnym profilu ideowym i była ilustrowana tendencyjnym listem do redakcji. To także mogło mieć wpływ na wynik ankiety, bowiem przeciwnicy nie mieli już szansy skutecznej polemiki. Dodatkowo, ankietę przeprowadzano w całym mieście, choć w podobnych przypadkach w innych miastach pyta się o zdanie mieszkańców dzielnic bezpośrednio zainteresowanych inwestycją. 

W kilku polemikach podawałem przykład poznańskich konsultacji społecznych w sprawie terenu dawnego stadionu Szyca. W tym przypadku społecznicy zostali dopuszczeni do równej dyskusji i mogli przekonać do swoich racji mieszkańców. Podobnie stało się ostatnio na poznańskiej ulicy Taczaka, gdzie aktywiści i radni przeprowadzili ankietę na temat przyszłości tego urokliwego i zniszczonego zakątka. W obu przypadkach odbyła się demokratyczna dyskusja i wszyscy znali dokładnie zasady na jakich odbywa się głosowanie i liczenie głosów. W przypadku ankiety puszczykowskiej prawie żadne demokratyczne standardy nie zostały zachowane i to się da spokojnie i racjonalnie udowodnić. Ta ankieta nie ma nic wspólnego z miejską demokracją i ideą samorządu. Jest tylko prywatnym badaniem opinii publicznej, którego wynik może być argumentem za przeprowadzeniem referendum lub konsultacji społecznych i nic więcej. Ankieta niczego nie rozstrzygnęła, bo rozstrzygnąć nie mogła. Prywatne badanie opinii publicznej nie zastąpi demokratycznych procedur.

Cieszę się natomiast bardzo, że Profesor Ratajczak cieszy się, że mieszkańcy protestują. To jest sól demokracji. Mogę zapewnić, że mieszkańcy Puszczykowa dostarczą jeszcze Profesorowi wiele uciechy. 

*Marcin Muth - redaktor bloga Zielone Puszczykowo

niedziela, 27 stycznia 2013

Kto pyta, ten wygrywa


Do puszczykowskich domów dotarł już styczniowy numer "Kuriera Puszczykowskiego". Polecamy lekturę całości, a dla tych, którzy gazety nie dostali lub spadła im w śnieg i zamieniła w bezkształtną papkę makulatury, publikujemy jeden z tekstów. Niestety, ze względów technicznych najnowszy "Kurier" nie jest dostępny w całości w internecie. Jak tylko się ukaże, damy znać. 

Już we wtorek być może dowiemy się, jaką decyzję
podjęło SKO w sprawie tej działki. Fot. G. Ozorowska
Tekst jest polemiką z artykułem, który ukazał się w grudniowym "Głosie Puszczykowa". Redaktor Dariusz Urbanowicz prezentował wyniki ankiety przeprowadzonej przez firmę Geoprojekt, przy okazji dość stronniczo odnosząc się do argumentów przeciwników budowy marketu. Stąd konieczność odpowiedzi. 

Wszystkich zainteresowanych sprawą marketu zachęcamy do uczestnictwa w najbliższej sesji Rady Miasta, która odbędzie się w najbliższy wtorek 29 stycznia o godzinie 17.00 w sali sesyjnej budynku B Urzędu Miejskiego przy ulicy Podleśnej 4. 

Choć  w programie obrad nie punktu "market przy Magazynowej", to można mieć nadzieję, że Przewodniczący Rady przedstawi w końcu mieszkańcom kompletny raport z ankiety, którym wg inwestora dysponuje. Można się też spodziewać informacji o decyzji Samorządowego Kolegium Odwoławczego, która na obecnym etapie jest wiążąca dla wszystkich stron konfliktu - przypomnijmy, że inwestor odwołał się do SKO od decyzji Burmistrza Puszczykowa, w której odmówiono ustalenia warunków zabudowy dla działki przy Magazynowej. Dla wszystkich mieszkańców chcących zabrać głos na sesji ważna wskazówka - pytania, wnioski i sugestie można zgłaszać w punkcie 3 obrad (tzw. Wolne głosy).

W oczekiwaniu na konkretne informacje, obiecana porcja polemicznych argumentów.

Kto pyta, ten wygrywa
Marcin Muth*

W grudniowym numerze „Głosu Puszczykowa“ redaktor Dariusz Urbanowicz z kiepsko ukrywaną satysfakcją obwieścił zwycięstwo inwestora, który chce postawić market przy ulicy Magazynowej. W tekście pod wszystko mówiącym tytułem „Większość jest za“ omówione zostały wyniki ankiety przeprowadzonej przez Centrum Analiz Przestrzennych i Społeczno-Ekonomicznych na zamówienie firmy Geoprojekt. Wyniki, jak należało się spodziewać, są korzystne dla zamawiającego. Większość mieszkańców odpowiedziało twierdząco na pytanie...

No właśnie, jak brzmiało ankietowe pytanie? O tym redaktor Urbanowicz nie wspomina w swoim tekście, choć znajduje w nim miejsce zarówno na omówienie szlachetnych intencji inwestora, metodologii liczenia odpowiedzi twierdzących i przeczących, jak również na wyjęcie z kontekstu kilku zdań z moich wcześniejszych artykułów oraz na wysnucie z nich wniosków, których ja nigdy bym nie wysnuł ani wysnuć bym nie chciał. Odnoszę wrażenie, że redaktor Urbanowicz potrafi być szalenie skrupulatny w kwestiach mniej istotnych, a zaskakująco nonszalancki w podawaniu faktów i argumentów istotnych dla sporu wokół inwestycji przy ulicy Magazynowej.

Otóż, może jestem staroświecki, ale dla mnie kluczową kwestią przy interpretowaniu odpowiedzi (szczególnie odpowiedzi w badaniu opinii publicznej) jest treść pytania zadawanego ankietowanym osobom. W przypadku listopadowej ankiety, jedynym źródłem medialnym podającym jego brzmienie był „Głos Puszczykowa“. Wg tej świetnie poinformowanej, szczególnie w sprawie ankiety i zamiarów inwestora, gazety miało ono dotyczyć opinii „w sprawie powstania w Puszczykowie przy ulicy Magazynowej sklepu typu Lidl“. Z kolei Burmistrz w odpowiedzi na moje pytanie podał wersję pytania proponowaną przez Urząd Miasta: „Czy jesteś za lokalizacją nowego marketu sieci dyskontowej w Puszczykowie u zbiegu ulic Poznańskiej i Magazynowej?”.

Żadna z przedstawionych publicznie wersji pytania nie odnosi się do meritum sporu. Obie pozbawione są bowiem informacji o najważniejszych argumentach przeciwników inwestycji. Takim argumentem nie było, wbrew temu, co z uporem powtarza w swoim artykule pan Urbanowicz, że większość mieszkańców nie chce inwestycji.  Podnoszony był natomiast argument, że duża grupa mieszkańców jest przeciwna inwestycji (powstały 2 listy protestacyjne z kilkuset podpisami, które, jak widać przełożyły się na jedynie 30% głosów w ankiecie). Był to jednak argument wspomagający, a nie główny.

Główne argumenty przeciwników marketu można w uproszczeniu spisać w 3 punktach. Pierwszy został sformułowany przez sąsiadów inwestycji i dotyczy uciążliwości, jaką dla nich będzie stanowić duży market z parkingiem. Można uznać ten argument za egoistyczny, ale gdy pomyśli się, że na działce obok nas też może ktoś kiedyś chcieć zbudować market, to już popatrzymy na niego inaczej. Drugi argument jest natury ekonomicznej – kolejny market dużej sieci w mieście może odebrać pracę pracownikom i zyski właścicielom mniejszych sklepów, a jednocześnie nie zapłaci podatku od zysku w mieście. Także w tym przypadku można zarzucić autorom argumentu prywatę, ale gdy się policzy, czy dla miasta korzystne jest budowanie marketów przez duże sieci czy lepiej postawić na lokalne inicjatywy handlowe, to wynik wcale nie musi być korzystny dla dużych korporacji.

Dla mnie najbardziej istotny jest jednak trzeci argument przeciw budowie marketu. To argument, który redaktor Urbanowicz zbywa jako “abstrakcyjny”, choć przełożył się on już na negatywną opinię Powiatowego Konserwatora Zabytków oraz (dwukrotnie) na także negatywną decyzję Burmistrza w sprawie lokalizacji marketu. Argument ten odwołuje się do unikatowego charakteru naszego miasta, ochrony zabytków oraz ładu przestrzennego. Otóż, to nie jest żadna abstrakcja, że Puszczykowo jest miastem wyjątkowym w skali nie tylko aglomeracji poznańskiej, ale i kraju. Na bazie letniska z początku wieku powstał tu oryginalny układ urbanistyczny w formie śródleśnej enklawy. Charakterystyczne cechy tego bezprecedensowego rozwiązania to brak zwartej zabudowy, duża ilość prywatnych i publicznych terenów zielonych oraz stosunkowo niewielka obecność dużych obiektów przemysłowych, usługowych czy handlowych. Każdy, kto nie wie, na czym to polega, może wejść na Google Maps i zobaczyć z lotu ptaka czym różni się nasza tkanka miejska od pobliskich miejscowości.

Nie jest też abstrakcją przedwojenna willa (zrujnowana, ale jeszcze do uratowania), która musiałaby zostać zburzona w celu budowy marketu. Nie jest w końcu abstrakcją idea ładu przestrzennego, z której pojęciem mają co prawda problem wszystkie polskie miasta, ale to nie powód, żeby Puszczykowo szło w pierwszym szeregu urbanistycznej ignorancji. Najprościej rzecz ujmując, ład przestrzenny przewiduje, że są miejsca przeznaczone pod taką a nie inną zabudową. Tam, gdzie ma być park, nie można budować fabryki, a tam gdzie stoją wille, nie wciska się nagle ogromnego (w stosunku do wielkości domów) marketu. W mieście, które nie ma zwartej zabudowy, nie buduje się absurdalnego rynku, który nie ma żadnego uzasadnienia historycznego ani funkcjonalnego.

W tym sporze nie chodzi zatem o ilość, ale o jakość, dlatego właśnie w listopadowym numerze “Kuriera Puszczykowskiego” pisałem, że ankieta zamówiona przez inwestora nie będzie argumentem za lub przeciw budowie, ale raczej za przeprowadzeniem poważnych konsultacji (może nawet referendum) w sprawie przyszłości Puszczykowa. Budowa marketu w miejscu do tego nieprzeznaczonym będzie kolejnym (po budowie rynku w latach 90.) precedensem, który otworzy drogę do zmiany charakteru naszego miasta. Charakteru, który sprawia, że różni się ono od wszystkich innych miast, a także (to argument dla kochających pieniądze) wpływa dodatnio na wartość działek i domów. Nie decydujemy teraz o jednej inwestycji, decydujemy o kierunku rozwoju całej miejscowości. Czy będzie on zgodny z pierwotnym rezydencjonalno-rekreacyjnym charakterem, czy też będzie prowadził do upodobnienia naszego miasta do ośrodków handlowo-przemysłowych – to jest podstawowe pytanie.

Nie wiem dlaczego redaktor Urbanowicz, który te wszystkie argumenty musi znać i rozumieć, sprowadza w swoim tekście moje wypowiedzi do dwóch wyrwanych z kontekstu fragemntów, które według niego mają pokazywać, jakobym nie szanował pracowni przeprowadzającej badania, a w szczególności profesora Waldemara Ratajczaka,  a także nie miał najwyższego mniemania o mieszkańcach Puszczykowa. Otóż, chciałbym z całą mocą podkreślić, że wypowiadałem się o tym, czy firma przeprowadzająca badania się szanuje czy nie szanuje (skąd mam to niby wiedzieć?), dowodziłem jedynie, że bierze udział w działaniu, które ma niewiele wspólnego z obiektywnym badaniem opinii, ponieważ ankietowani nie zostali poinformowani w sposób przejrzysty o argumentach przeciw inwestycji, a jednocześnie przeciwnicy inwestycji w ogóle nie zostali poinformowani o formule ankiety ani nawet (do dziś) o brzmieniu pytania.

Nie wiem jak się do tego faktu odnosi profesor Ratajczak, bo nie mam nawet pojęcia, w jakim zakresie czuwał nad ankietą i czy miał wpływ na brzmienie pytania oraz wykluczenie z udziału w jego przygotowaniu przeciwników inwestycji. Jeśli zaś chodzi o to, że napisałem, iż wielu uczestników ankiety może nie wiedzieć, o co w tej sprawie chodzi lub nawet nie mieć pewności, gdzie ulica Magazynowa się znajduje, to nie widzę w tym nic dla mieszkańców obraźliwego. To tylko stwierdzenie faktu, że duża część mieszkańców nie interesuje się tą sprawą, bo ich dotyczy w znikomym stopniu, a ulica Magazynowa to nie jest ulica Poznańska czy Dworcowa, o której istnieniu wszyscy wiedzą i potrafią je sobie postawić przed oczyma, gdy ich ktoś znienacka zapyta: co tam stawiać albo i nie stawiać. Większość mieszkańców chce kolejnego marketu w Puszczykowie (i ja to rozumiem, szanuję i nie protestuję), nie muszą jednak wiedzieć, dlaczego nie powinien on powstać przy ul. Magazynowej, bo bardzo mało się w Polsce mówi o ładzie przestrzennym i szacunku dla starych założeń urbanistycznych.

Jeszcze raz przytoczę przykład poznańskich konsultacji przeprowadzonych w sprawie przyszłych inwestycji na terenie dawnego stadionu E. Szyca przy Drodze Dębińskiej. Zorganizował je były szef redaktora Urbanowicza – prezydent Ryszard Grobelny. Każda ze stron mogła przedstawić swoje argumenty za jedną z opcji: budownictwo mieszkaniowe, obiekty handlowe lub tereny zielone. Zapytani zostali jednak tylko mieszkańcy Wildy (a nie np. Koziegłów i Junikowa) i to po wcześniejszym przedstawieniu wszystkich argumentów za i przeciw. Efekt? Mieszkańcy opowiedzieli się zdecydowanie za terenami zielonymi. Gdyby firma Geoprojekt chciała rozwiązać spór, to zorganizowałaby ankietę na równych dla wszystkich stron zasadach. Wolała jednak osiągnąć lepszy wynik niż spróbować zmierzyć się z racjonalnymi argumentami.

Jako aktywny uczestnik dyskusji, który od początku stara się przedstawiać racjonalne argumenty, jestem trochę rozczarowany, że redaktor Urbanowicz, skoro już przyjął rolę “adwokata” inwestora, nie zechciał się wypowiedzieć merytorycznie, a poprzestał na udowadnianiu, że próba mieszkańców została dobrana rzetelnie, a głosy policzone uczcziwie, że przeciwnicy stracili prawo wypowiadania się w imieniu wszystkich mieszkańców (nie pamiętam, żebym to kiedykolwiek robił) i publikacji kolorowej mapki pokazującej precyzyjnie kto jak odpowiedział, choć nie wiadomo na jakie pytanie. Dużo bardzo celnych strzałów kulą w płot, Panie Redaktorze. Niestety, nie zawsze wygrywają ci, którzy strzelają celniej, często jednak decyduje ilość wystrzelonych pocisków. Jak będzie w przypadku marketu przy ul. Magazynowej przekonamy się po decyzjach SKO w sprawie odwołania inwestora od negatywnej decyzji Burmistrza i rady miejskiej w sprawie planu zagospodarowania dla tego terenu.

*Marcin Muth - redaktor bloga Zielone Puszczykowo.

sobota, 26 stycznia 2013

Lodowisko w Puszczykowie

W tym roku zima jest wyjątkowo łaskawa dla miłośników sportów zimowych. Na wysokości zadania stanęli także pracownicy Centrum Animacji Sportu oraz puszczykowscy strażacy z OSP, dzięki czemu możemy korzystać z lodowiska. Zapraszamy.

Podobnie jak w minionym roku na terenie Centrum Animacji Sportu przy ul. Kościelnej uruchomiono odkrytą ślizgawkę. Lodowa tafla pokryła boisko do koszykówki. W budynku CAS w godzinach 9.00-18.00 działa wypożyczalnia łyżew i kasków. Na miejscu za niewielką opłatą (8 zł) można również naostrzyć łyżwy. Wypożyczenie łyżew kosztuje 5 złotych, a kasku 2 zł. Należy mieć jednak przy sobie jakiś dowód tożsamości ze zdjęciem, w innym przypadku wypożyczenie możliwe jest to po uiszczeniu kaucji.

środa, 16 stycznia 2013

Miasto-ogród czy miasto-potwór?


Z konieczności dużo piszemy na blogu o konfliktach i problemach Puszczykowa, sprzeciwiamy się kolejnym niekorzystnym decyzjom i planom. Warto jednak czasem przypomnieć, że mamy także spójną pozytywną wizję rozwoju Puszczykowa. Już we wrześniu została ona dość przedstawiona w "Kurierze Puszczykowskim" wraz z zaproszeniem do dyskusji i przedstawienia wizji odmiennych. Jak dotychczas poza osobami myślącymi podobnie do środowiska (choćby historyk Maciej Krzyżański) Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, naszego bloga i Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu i Tradycyjnego Charakteru Puszczykowa i Mosiny nikt się nie odezwał. Owszem, pojawiło się kilka tekstów pełnych epitetów i insynuacji, ale na spójną prezentację innego punktu widzenia nie zdobył się nikt. Przypominamy jeden z wrześniowych tekstów i zachęcamy do przedstawienia odmiennych punktów widzenia. Wbrew tym, którzy nazywają nas Mormonami, jesteśmy bardzo otwarci na dyskusję i racjonalne argumenty.

Miasto-ogród czy miasto-potwór?
Marcin Muth*

W ostatnim [sierpniowym] numerze „Kuriera Puszczykowskiego“ Zbigniew Cichocki słusznie zauważył, że większość konfliktów wokół nowych puszczykowskich inwestycji wynika z braku jasnej i spójnej wizji rozwoju miasta, która jednocześnie byłaby konsekwentnie realizowana. Mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce, gdy zagrożone jest ich najbliższe otoczenie, ponieważ nie wierzą w skuteczność działania radnych i urzędników lub też nie do końca wiedzą, jak widzą oni przyszłość miasta i jaki stosunek mają do konkretnych inwestycji. Wątpliwości mieszkańców może rozwiać tylko otwarta i uczciwa dyskusja o przyszłości Puszczykowa, w której odpowiemy sobie na pytanie jakiego miasta chcemy?

Odnowiona "Rusałka" przypomina lata świetności
Puszczykowa. Fot. W. Kowaliński
Odpowiedzmy sobie, która wizja nam dziś bardziej odpowiada.
Czy ta pierwotna autorstwa założycieli Puszczykowa kryjąca się pod sformułowaniem miasto-ogród? Willowe osiedle powstało w środku lasu według ambitnego planu zakładającego symbiozę przyrody, gospodarstw rolniczych, podmiejskich rezydencji oraz przemysłu turystycznego. Ten plan był realizowany konsekwentnie aż do wybuchu II wojny światowej, dzięki czemu na łąkach i polanach nadwiarciańskich powstała oryginalna siatka ulic wypełniona zadbanymi posesjami z bardziej lub mniej udanymi willami i pięknymi ogrodami. Pomiędzy nimi swobodnie rosły sady owocowe i  rozciągały pola uprawne. Miejscowość, która wtedy powstała jest ledwie jednym z  kilku przykładów zastosowania śmiałej idei miasta-ogrodu na ziemiach polskich i jedynym, które nie powstało od zera, ale płynnie wpisało się we wcześniejszą osadę letniskowo-rolniczą.

A może jednak wolimy wizję powojennych zarządców, którzy traktowali Puszczykowo jak sierotę po znienawidzonej burżuazji i robili wiele, aby raz na zawsze zatrzeć ślady po tym „wielkopańskim“ kaprysie. Wille zostały zaludnione ponad swoją wytrzymałość,  co stopniowo doprowadziło do ich ruiny, a ogrody zostały po prostu rozdeptane lub rozparcelowane. Pomnikiem tej niezbyt łaskawej dla miasta epoki jest absurdalnie usytuowany i zbudowany wbrew przepisom szpital, czy byle jakie bloki i pawilony postawione w samym centrum. Warto nadmienić, że przez cały ten okres nie zrealizowano w rozrastającym się mieście podstawowych inwestycji infrastrukturalnych: wodociągu, gazociągu i kanalizacji. Jeśli pierwsza wizja kryła się pod hasłem miasto-ogród, to drugą można nazwać miasto-potwór.

Po 1989 roku mieszkańcy znowu dostali szansę wzięcia spraw w swoje ręce. Kolejne reformy samorządowe dawały lokalnym władzom wybieranym przez mieszkańców coraz więcej swobody. Jednocześnie rozwijała się prywatna przedsiębiorczość, dzięki której coraz więcej ludzi zapragnęło postawić sobie willę pod miastem lub warsztat czy biurowiec w ogródku. W tej nowej do dziś trwającej epoce każdy z nas może sam wybrać, za którą wizją się opowiada – za pierwotną wizją założycieli, czyli miastem-ogrodem, czy za wizją modernizatorów i ulepszaczy, czyli miastem-potworem?

Może to dziwne, ale miasto-potwór ma całkiem sporo zwolenników. W pierwszym rzędzie należy tu wymienić deweloperów, którzy postawili gęsto zabudowany rynek z dominującym nad nim apartamentowco-marketem i starają się o pozwolenie na budowę kolejnego marketu w miejscu przedwojennej willi. W drugim rzędzie, niestety, trzeba wymienić urzędników i polityków różnych szczebli, którzy pozwalają, a czasem wręcz inicjują inwestycje, które bezpowrotnie zniszczą resztki prawdziwego Puszczykowa, zamieniając je w przylepione do lokalnej autostrady „byle co“. W trzecim rzędzie należy spojrzeć na siebie i zapytać wprost – czy ja też sam nie przykładam ręki do zbudowania miasta-potwora?

Jeśli bowiem przyjmiemy, a nie widzę powodów, żeby nie przyjmować, za uzasadnioną tezę, iż Puszczykowo jest unikatowym założeniem urbanistycznym, które należy chronić i przystosowywać do nowych czasów z szacunkiem dla jego zabytkowej architektury i otaczającej przyrody, to musimy zdać sobie sprawę, że każdy mieszkaniec ma prawo nie tylko czerpać z zamieszkania tutaj profity, ale ma też wobec tego miejsca zobowiązania. Jeśli chcemy, żeby to miejsce zachowało charakter miasta-ogrodu musimy jasno określić, co w mieście-ogrodzie ma prawo funkcjonwać, a co nie. Jakie funkcje miasta rozwijać, a jakie ograniczać.

"Jadwinówka" nie miała tyle szczęścia, ale nadal można
doszukać się śladów dawnego piękna. Fot. W Kowaliński
Z pierwotnych funkcji Puszczykowa wykreślić możemy jedną związaną z produkcją rolną. Puszczykowskie sady i pola zostały bezpowrotnie zabudowane i nie ma nad tym co debatować. Wszystkie pozostałe funkcje nie tracą jednak na aktualności. Funkcje: rezydencjonalna czy po prostu mieszkalna, rekreacyjno-sportowa i turystyczna dadzą się spokojnie pogodzić i po dołączeniu do nich funkcji kulturalnej mogą stanowić solidny fundament rozwoju miasta. Wiele działań z ostatnich dwudziestu lat świetnie się w to wpisuje (zakup Zakola Warty, przystań kajakowa, nowe hotele, obiekty sportowe i rekreacyjne, restauracje, renowacja starych willi, rewitalizacja ogrodów), ale nadal nie jest to dominujący kierunek w rozwoju miasta, a niektóre inwestycje prywatne i miejskie są dla niego śmiertelnym zagrożeniem.

Na pewno nie można pozwalać na takie potworki architektoniczne jak nowy rynek z kamieniczkami. Oczywiście już go nie zburzymy, ale nie możemy pozowlić, aby obok powstawały podobne bzdury na zasadzie dobrego sąsiedztwa. Może chociaż możemy uporządkować szyldy, dopasowując je do kolorystyki i faktury fasad budynków? Może możemy zrezygnować ze słów typu „designernia“? Może też wreszcie udałoby się to wszystko obsadzić gęsto drzewami, żeby się nie rzucało w oczy? Warto o tym pomyśleć.

Kolejna sprawa to inwestycje komunikacyjne. Bez sprawnej komunikacji publicznej nie uda się utrzymać miasta-ogrodu. Nie przypadkiem ta miejscowość powstała przy linii kolejowej. Trzeba inwestować w autobusy, szynobusy, a w samym mieście budować drogi w taki sposób, aby więcej miejsca było dla pieszych i rowerzystów, a nie dla samochodów. W tej chwili mamy kuriozalną sytuację, gdzie piesi i rowery muszą się zmieścić na wąskim paseczku chodnika, a wielkie landary podjeżdżają pod same drzwi Biedronki na rynku (który w większości miast jest przestrzenią  przeznaczoną raczej dla pieszych). Najważniejsze jest jednak zablokowanie dwupasmowego wariantu rozbudowy drogi krajowej 430, bo jeśli ona powstanie to nie tylko obecne Puszczykowo ale i WPN stracą rację bytu.

Miasto-ogród to przyjemne miejsce do życia, ale też zobowiązanie. Jak się chce w nim mieszkać, trzeba przemyśleć swój stosunek do ekologii, komunikacji i nawet stylu robienia zakupów. Pytanie, czy my jako mieszkańcy  oraz radni i burmistrz jako nasza demokratycznie wybrana władza, jesteśmy gotowi rozwijać ideę naszych dziadków i pradziadków, czy wolimy to zniszczyć, żeby mieć więcej marketów i wygodną autostradę z Poznania do Mosiny?

*Marcin Muth - redaktor bloga Zielone Puszczykowo, współpracownik "Kuriera Puszczykowskiego", w którym ukazał się powyższy tekst.

wtorek, 15 stycznia 2013

Ochrona Rogalińskiej Doliny Warty

Mosiński radny Piotr Wilanowski zachęca na internetowych łamach "Czasu Mosiny" do udziału w akcji wysyłania wniosków do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska dotyczących planu zadań ochronnych Rogalińskiej Doliny Warty.

Prowadząc zbyt intensywną gospodarkę nad Wartą
możemy stracić największy skarb naszej okolicy.
Fot. Włodzimierz Kowaliński
Celem akcji jest wykluczenie lokalizacji pola golfowego, która została zapisana w Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Gminy Mosina,  na malowniczych i cennych przyrodniczo terenach nadwarciańskich między Sowińcem a Sowinkami - dokładnie naprzeciw rogalińskich rozlewisk. Tereny te są nie tylko świetnie znane puszczykowskim i mosińskim miłośnikom przyrody, ale także stanowią bezpośrednie zaplecze ujęcia wody dla aglomeracji poznańskiej.

Zachęcamy wszystkich, którym leży na sercu ochrona pięknego krajobrazu w okolicach terenów włączonych w sieć Natura 2000 - Ostoi Rogalińskiej i Rogalińskiej Doliny Warty oraz Rogalińskiego Parku Krajobrazowego, a także tych, którzy uważają, że ujęcie wody firmy Aquanet powinno być szczególnie chronione przed zanieczyszczeniem, o wyrażenie opinii w tej sprawie.

Na stronie "Czasu Mosiny" można przeczytać szersze uzasadnienie wniosku, zapoznać się z mapką sytuacyjną oraz wynikami wstępnych rozpoznań terenowych dr hab. Danuty Ratyńskiej, w której wymienione zostały walory przyrodnicze omawianego terenu. Jest tam też gotowy wniosek, który wystarczy wypełnić i przesłać pocztą elektroniczną na adres RDOŚ.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Prof. Michał Kulesza nie żyje

Wczoraj wieczorem Kancelaria Prezydenta RP podała informację o śmierci profesora Michała Kuleszy, prezydenckiego doradcy, współtwórcy dwóch reform samorządowych w 1990 i 1998 roku, nauczyciela polskich samorządowców, podsekretarza i sekretarza stanu w Kancelarii Premiera.

Profesor zmarł po zmaganiach z ciężką chorobą, jego wiedzy i rozsądku będzie polskiej polityce samorządowej bardzo brakowało. Dziś można różnie oceniać efekty przeprowadzonych przez niego reform - nawet nasz blog jest dowodem na to, że wykonawcy nie zawsze poszli konsekwentnie drogą wyznaczoną przez twórców ustaw - ale to właśnie one sprawiły, że władza zbliżyła się do obywateli na odległość kilku kroków. Dziś możemy korzystać z prawa głosu w sprawach ważnych dla naszego otoczenia, możemy wpływać na decyzje dotyczące naszego miasta, powiatu i województwa. To jest osiągnięcie, dzięki któremu profesor Michał Kulesza pozostanie nie tylko w naszej pamięci, ale i w podręcznikach historii.

Michał Kulesza urodził się 15 czerwca 1948 roku w Łodzi. Chodził do elitarnego Liceum im. Tadeusza Reytana w Warszawie, był harcerzem i komendantem legendarnej "Czarnej Jedynki". W 1969 roku ukończył prawo na Wydziale Prawa i Administracji UW, na którym kontynuował karierę naukową, kierując Zakładem Nauki Administracji. Już w latach 1980-81 wraz z profesorem Jerzym Regulskim planował odtworzenie polskiego samorządu i reformę administracyjną kraju. W 1989 brał udział w obradach Okrągłego Stołu w grupie ds. samorządu terytorialnego. Był ekspertem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, pracował w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich i w Kolegium Naczelnej Izby Kontroli.

W rządach Hanny Suchockiej (1992-94) i Jerzego Buzka (1997-99) pełnił urząd sekretarza stanu i odpowiadał za przygotowanie II etapu reformy administracyjnej, który został wprowadzony w życie w 1998 roku. To wtedy podzielono Polskę na istniejące do dziś samorządne województwa, powiaty i gminy. Od tego czasu możemy wybierać nie tylko radnych miejskich, ale i burmistrzów, prezydentów, a także radnych powiatowych i wojewódzkich. Choć idzie nam to na razie słabo (frekwencja niska, wybory nie zawsze udane), to jednak fundamenty pod polską samorządność położono wtedy solidne. Profesor Michał Kulesza nie poprzestał jednak na reformowaniu, ale równolegle edukował samorządowców i obywateli. Redagował pisma "Wspólnota" i "Samorząd Terytorialny", był doradcą Zwiąku Miast Polskich i Rady Europy.

Przez Prezydenta RP został odznaczony Krzyżem Kawalerskim i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

sobota, 12 stycznia 2013

Budujmy markety, burzmy zabytki.


Otwarte spotkanie Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, które odbyło się w miniony wtorek (8 stycznia) z dwóch powodów miało wyjątkowy charakter. Po raz pierwszy w historii tych zebrań pojawili się na sali puszczykowscy radni Małgorzata Hempowicz, Marek Barłóg oraz przewodniczący rady Zbigniew Czyż, a także swoją obecnością zaszczycił zebranie tajemniczy przedstawiciel inwestora chcącego wybudować market na rogu ulic Poznańskiej i Magazynowej.

Szczególnie pojawienie się tajemniczego przedstawiciela wywołało niemałą sensację, ponieważ jest to chyba pierwszy przypadek podjęcia dialogu przez inwestora z mieszkańcami protestującymi przeciw jego planom. Niestety, nie potrafimy podać nazwiska przedstawiciela ponieważ przedstawił się dość niewyraźnie i, w odróżnieniu od innych uczestników, nie naniósł swoich personaliów na listę obecności.

Przez pierwszą część spotkania poświęconą innym tematom, przedstawiciel siedział i arogancko komentował różne kwestie, nie zdradzając jednak nikomu swojej misji. Dopiero gdy poruszona została sprawa bulwersującej sporą grupę mieszkańców ankiety w sprawie budowy marketu, przedstawiciel wstał i przedstawił opinię inwestora. Już pierwsze słowa o tym, jakoby “większość mieszkańców wypowiedziała się za budową marketu” spotkały się z emocjonalną reakcją zgromadzonych.

Padały sformułowania o lekceważeniu mieszkańców, bylejakim sposobie przeprowadzenia ankiety oraz zafałszowaniu mapki z wynikami. Mówiono, że ankieterzy nie informowali w należyty sposób o celu ankiety, a niektóre z zaznaczonych na mapie miejsc nie zostały w ogóle przez ankieterów odwiedzone. Warto zatem przypomnieć, że od samego początku ostrzegaliśmy, że ankieta przeprowadzona za plecami mieszkańców i pod dyktando inwestora, nie może być argumentem w dyskusji na temat marketu. Kluczową kwestią, którą podnosiliśmy także na blogu była forma pytania o przyszłość terenu przy Magazynowej.

Mieszkańcy nie rezygnują z walki przeciw
marketowi w tym miejscu. Fot. Gabriela Ozorowska
Otóż, przyparty do muru przedstawiciel inwestora został publicznie zapytany o brzmienie tego kluczowego dla sprawy pytania. Najpierw zasłaniał się lukami w pamięci, w końcu jednak wygrzebał z kurtki kartkę z której odczytał coś w rodzaju tego zdania: "czy jesteś za lokalizacją nowego obiektu handlowego typu LIDL u zbiegu ulic Magazynowej/Poznańskiej?". Jak przeciwnicy budowy marketu dowodzili już wcześniej, pytanie w takiej formie można zadać u cioci na imieninach a nie w poważnej ankiecie. Nie ma w nim słowa o formie obiektu, o konsekwencjach jego budowy ani o argumentach za i przeciw budowie. Jest natomiast niczym nieuprawniona sugestia, że będzie to sklep marki Lidl, która cieszy się dużą popularnością nie tylko wśród mieszkańców Puszczykowa.

Wszystko jednak przebiła informacja podana przez przedstawiciela, który powiedział, że pełen raport z wynikami ankiety otrzymał Przewodniczący Rady Miasta Zbigniew Czyż. Wprawiło to w osłupienie wszystkich obecnych na sali, w tym oboje pozostałych radnych, którzy zdawali się o tym fakcie nic nie wiedzieć. Dla nas jest to szczególnie bolesne, ponieważ jak na dłoni widać, że inwestor sam wybiera kogo, o czym informuje, faworyzując pewne media i pewnych przedstawicieli władz, a pomijając innych. Według jakiego klucza to robi, trudno dociec.

Dyskusja potoczyła się dalej w kierunku usztywnienia stanowisk. Przeciwnicy podkreślali, że nie zgadzają się z proponowaną lokalizacją marketu i będą dalej walczyć o respektowanie charakteru miasta i jego układu architektonicznego. Nie zgodzą się także na pomijanie interesu właścicieli działek położonych w bezpośrednim sąsiedztwie planowanej inwestycji. Nie są jednak przeciwni budowaniu nowych obiektów handlowych w Puszczykowie, jeśli tak jest faktycznie wola mieszkańców. Chcą jednak, aby powstawały one w miejscach dla tego celu odpowiednich.

Przedstawiciel inwestora podkreślił, że dla niego liczą się tylko argumenty prawne. Negatywną opinię Powiatowego Konserwatora Zabytków ma za nic, ponieważ nie jest dla niego wiążąca. W takiej sytuacji decydująca będzie decyzja rady miasta, która pracuje nad planem zagospodarowania przestrzennego dla fragementu miasta obejmującego konfliktową lokalizację. Wywołani do tablicy radni nie potrafili powiedzieć, kiedy plan będzie gotowy i zwrócili uwagę, że wnioski mieszkańców, choć mogą być zgłaszane, to nie muszą być przez radę przyjęte.

Przedstawiciel inwestora ostatecznie pogratulował mieszkańcom determinacji w walce o miasto, pożegnał się i wyszedł z sali, wyciągając za sobą Przewodniczącego Rady Miasta. Ten ostatni powrócił po jakimś czasie na salę z pytaniami, czy protestujący widzą inną lokalizację dla marketu oraz czy uważają, że handel w Puszczykowie ma wystarczającą sieć? Dziwne to pytania, ponieważ odpowiedzi na nie można znaleźć w wielu wypowiedziach przeciwników budowy marketu wyrażanych w różnej formie na przestrzeni ostatniego roku.

Budynek dawnego pensjonatu Mimoza
może zostać wyburzony. Fot. Maciej Krzyżański
Oprócz bulwersującej sprawy marketu warto jeszcze wspomnieć o nowym temacie, który może wywołać spore emocje w mieście. Otóż, pojawiły się plany wyburzenia dawnego pensjonatu Mimoza (obecnie budynek mieszkalny i siedziba Straży Miejskiej) przy ulicy Poznańskiej. Choć konserwator zabytków jest przeciwny, to radni skłaniają się do wyburzenia obiektu ze względu na fatalny stan techniczny. Zarówno członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa jak i nasza redakcja, mamy absolutnie odmienne stanowisko w tej sprawie. Budynki takie jak Mimoza trzeba chronić za wszelką cenę, bo to one, między innymi, budują klimat miasta i są świadectwem jego pięknej historii. Już wykreślenie obiektu ze spisu zabytków, o czym dowiedzieliśmy się przy okazji, należy uznajemy za nieporozumienie (a właściwie skandal).

Tekst o spotkaniu powstał na podstawie relacji prezeski SPP Gabrieli Ozorowskiej oraz Macieja Krzyżańskiego.

środa, 9 stycznia 2013

Klub Olimpijczyka zaprasza na bal

Dzisiaj mamy coś z zupełnie innej beczki. Ani ekologia, ani zabytki, ale zdrowa, sportowa zabawa. Trwa karnawał, czyli nie można ograniczyć swojej aktywności tylko do dyskutowania, protestowania i planowania. Puszczykowski Klub Olimpijczyka im. Marka Łbika już po raz trzeci organizuje bal, w którym bawić się będzie można w towarzystwie utytułowanych polskich olimpijczyków. Impreza odbędzie się 2 lutego br. o godzinie 19.00 w Leśnym Ośrodku Szkoleniowym przy ul. Wodziczki 3. 

Jak piszą organizatorzy zaproszenia zostały wysłane wielu słynnych sportowców, m.in. wicemistrzyni olimpijskiej z Londynu i mistrzyni świata - lekkoatletki Anity Włodarczyk, brązowej medalistki z Londynu i mistrzyni świata - wioślarki Julity Michalskiej, trzykrotnej medalistki olimpijskiej i mistrzyni świata - kajakarki Anety Koniecznej oraz patrona klubu - dwukrotnego medalisty olimpijskiego i mistrza świata - kajakarza Marka Łbika. Można się także spodziewać udziału mistrzów olimpijskich: Michała Kucharskiego (wioślarstwo), Szymona Ziółkowskiego (rzut młotem), Michała Jelińskiego (wioślarstwo) i Dariusza Goździaka (pięciobój nowoczesny) oraz prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego - Andrzeja Kraśnickiego. Na balu z pewnością nie zabraknie członka PKOl - posła Wojciecha Ziemniaka oraz olimpijki z Moskwy, jednocześnie wiceprezeski Klubu Olimpijczyka - Ewy Pomes (Lewandowskiej). Lista zatem jest tak imponująca, że nawet jeśli nie wszyscy zaproszeni goście zdołają dotrzeć, to impreza i tak będzie na niebywale wysokim poziomie sportowym. 

Co ważne dochód z imprezy oraz aukcji przeprowadzonych podczas zabawy zostanie przeznaczony na działalność Klubu Olimpijczyka w Puszczykowie. Bilety można kupić w kwiaciarni „Bonsai Styl” przy puszczykowskim rynku (tel: 618193902)  oraz w solarium przy ulicy Poznańskiej 75j (tel. 796981649). 

Warto podkreślić, że do Klubu Olimpijczyka w Puszczykowie mogą należeć wszyscy chętni zainteresowani sportem i olimpizmem - bez względu na wiek, płeć, wykształcenie, miejsce zamieszkania, pracy czy nauki. Pomimo siedziby w Bibliotece Miejskiej w Puszczykowie, w której w każdy drugi wtorek miesiąca odbywają się spotkania członków KO, wrota Klubu otwarte są także dla chętnych osób z innych okolicznych miast i gmin.

Wszyscy zainteresowani działalnością w puszczykowskim Klubie Olimpijczyka im. Marka Łbika proszeni są o zgłaszanie swoich kandydatur na członków na adres e-mailowy: primage@wp.pl podając swoje imię i nazwisko, adres zamieszkania, wiek, nazwę swojej szkoły lub zakładu pracy, telefon kontaktowy oraz 2 nazwiska polskich olimpijczyków, których życiorysami są zainteresowani. 

Klub Olimpijczyka im. Marka Łbika w Puszczykowie powstał 25 lutego 2010 roku i został zgłoszony do Polskiego Komitetu Olimpijskiego jako 192. organizacja tego typu w Polsce. Od tego czasu organizuje w naszym mieście pikniki olimpijskie z udziałem znanych sportowców i działaczy, a także wyjazdy na imprezy sportowe, spotkania z olimpijczykami oraz inne działania propagujące ideę olimpijską.

Tekst opracowany na podstawie informacji uzyskanych od założyciela i prezesa Klubu Olimpijczyka - Mariusza Frąckowiaka.