Szukaj na tym blogu

wtorek, 29 stycznia 2013

Badamy starannie, pytamy przypadkowych przechodniów

Tu będzie market na skalę naszych czasów.
Fot. G. Ozorowska
Gdy tylko w puszczykowskich domach pojawia się nowy numer "Głosu Puszczykowa", redakcja bloga zostaje dosłownie zasypana alarmującymi sygnałami mieszkańców zaskoczonych, oburzonych czy nawet przerażonych treścią artykułów tam publikowanych. Czasami reagujemy, czasami polemizujemy, staramy się traktować argumenty oponentów poważnie i racjonalnie. Tym razem jednak trafił do naszych rąk wywiad redaktora Dariusza Urbanowicza z profesorem Waldemarem Ratajczakiem - odpowiedzialnym z ramienia Centrum Analiz Przestrzennych i Społeczno-Ekonomicznych za przeprowadzenie ankiety dotyczącej lokalizacji marketu przy ulicy Magazynowej. Wywiad nas bowiem kompletnie rozbroił. Publikujemy krótką polemikę autorstwa Marcina Mutha, do którego argumentów częściowo odnosi się wywiad.

Badamy starannie, pytamy przypadkowych przechodniów
Marcin Muth*

W styczniowym numerze "Głosu Puszczykowa" mieszkańcy Puszczykowa mogą przeczytać wywiad z prof. Waldemarem Ratajczakiem, który był odpowiedzialny na przeprowadzenie ankiety dotyczącej lokalizacji marketu przy ulicy Magazynowej. Chciałbym krótko odnieść się do kilku opinii wyrażonych przez eksperta, które rzucają nowe światło na wyniki ankiety, a także na cel jej przeprowadzenia i sposób myślenia organizatorów i wykonawców. 

Wypowiedź, która, muszę przyznać, najbardziej zbiła mnie z tropu znajduje się na końcu wywiadu. Profesor Ratajczak odnosi się do listu mieszkańca Puszczykowa - pana Biernackiego - który zarzucił przeprowadzającym ankietę nierzetelność, bowiem na mapce w grudniowym "Głosie Puszczykowa" zaznaczono jego posesję jako zamieszkaną przez zwolennika budowy marketu, podczas gdy on jest twardym przeciwnikiem tej inwestycji. 

Muszę powiedzieć, że do tej pory, choć jestem przeciwnikiem budowy marketu, podchodziłem sceptycznie do tego typu protestów. Miałem bowiem wrażenie, że mapka w "Głosie" była na tyle niewyraźna, iż trudno na jej podstawie wyciągać jednoznaczne wnioski, co do tego, kto i jak odpowiedział. Okazuje się jednak, że to nie mapka była niedokładna, ale sama metoda ankietowania jest skonstruowana w sposób dość kontrowersyjny, jeśli nie z naukowego punktu widzenia (w tej kwestii nie mam prawa nie ufać profesorowi), to na pewno z punktu widzenia jej wiarygodności społecznej. 

Otóż mówi profesor Ratajczak, że "gdy ankieter pod wylosowanym adresem nie zastał mieszkańców, to odwiedzał sąsiednią posesję. Jeśli tam nie udało się przeprowadzić badania, to ankieter pytał o opinię osobę przechodzącą w pobliżu wytypowanego adresu". Nie jestem profesorem ani nawet ankieterem, zatem przyjmuję na wiarę, że taki sposób badania ma naukowy sens. Jednak jako mieszkaniec Puszczykowa, jestem zaniepokojony faktem, że o przyszłości mojego miasta może zadecydować badanie przypadkowo przechodzących ulicą osób. 

Pomijam już nawet fakt, że te osoby wcale nie muszą się w danym miejscu na ulicy pojawić przypadkowo. Ten argument pewnie też ktoś wysunie, ale mnie bardziej niepokoi niefrasobliwość społeczna profesora Ratajczaka. Wcześniej bowiem ankieta była przedstawiana jako przygotowana bardzo starannie w oparciu o spis gospodarstw domowych. Miała być niepodważalna nie tylko na gruncie naukowym, ale też miała być ważnym argumentem w dyskusji o przyszłości Puszczykowa. Miała przekonać przeciwników, że zwolennicy budowy marketu są w większości na terenie całego miasta. 

Teraz okazuje się, że w sumie to staranne dobieranie gospodarstw domowych nie miało aż tak dużego znaczenia. Jako racjonalnie myślącemu człowiekowi wydaje mi się, że równą moc poznawczą miałaby ankieta przeprowadzona w niedzielę przed kościołem lub piekarnią. Tam przychodzą ludzie z różnych gospodarstw (nawet jeśli są niewierzący, to przypadkiem przechodzą z psami na spacer), zazwyczaj pewnie mają przy sobie dowody osobiste, a nawet jeśli ktoś zapomniał, to próba jest tak duża, że można zapytać następnego i następnego. Nie trzeba w tym celu latać po całym mieście.

Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie zarzucam profesorowi nierzetelności ani nie podważam jego metody badania. Uważam jednak, że w sprawie bardzo istotnej dla miasta, to narzędzie jest bezużyteczne. Nie jest przekonujące dla przeciwników budowy marketu i nie powinno być przekonujące dla innych mieszkańców z co najmniej kilku powodów, które wymieniłem we wcześniejszych polemikach. W wywiadzie z profesorem padają pytania tylko o niektóre z nich, ale odpowiedzi dostarczają nam cennych informacji na temat sposobu myślenia inwestora i firmy ankietującej w Puszczykowie.

W jednej z wypowiedzi profesor Ratajczak zarzuca mi błąd we wnioskowaniu, bowiem użyłem nieprecyzyjnie terminu "referendum". Profesor ma rację, mówiąc, że ankieta nie była referendum w sensie ścisłym. Ja jednak tego nie napisałem, sformułowałem jedynie publicystyczną wypowiedź pod ironicznym tytułem "Prywatne referendum". Napisałem tak dlatego, że zarówno inwestor jak i media mu sprzyjające z uporem powtarzają, że ankieta odpowie na pytanie - czego chcą mieszkańcy Puszczykowa albo też czego chce większość mieszkańców. A na to pytanie nie odpowie żaden sondaż czy ankieta, a jedynie referendum lub bezstronne konsultacje społeczne zorganizowane przez władze miasta.

Profesor Ratajczak nie widzi jednak nic zdrożnego w tym, że prywatny inwestor odciąża władze miasta w prowadzeniu polityki samorządowej. Mówi: "Trudno mi też zrozumieć zarzut dotyczący finansowania badań przez prywatnego inwestora. To raczej powód do zadowolenia, że dzięki temu nie trzeba było wydawać pieniędzy publicznych". To bardzo zaskakujące wnioskowanie u profesora zajmującego się geografią społeczną. Przecież nie trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy przy pomocy takich prywatnych ankiet inwestorzy zbudują sobie miasto po swojemu, nie zwracając uwagi na zabytki, planowanie przestrzenne, interes mieszkańców, charakter miasta czy nawet prawo budowlane. Po co komu procedury demokratyczne, urzędnicy samorządowi i prawo głosu? Wszystko może przecież załatwić niewidzialna ręka rynku.

W odpowiedzi na kolejne pytanie (pominę już, że redaktor Urbanowicz błędnie przedstawił moją argumentację), profesor Ratajczak podkreśla, że "każdą inwestycję można rozpatrywać wyłącznie przez pryzmat ekonomii (podatki do budżetu, niższe ceny w sklepach dla mieszkańców), ale można także zastanawiać się nad tym, czy nie naruszy ona powszechnie uznawanego w mieście systemu wartości. Jeśli bardziej niż aspekt ekonomiczny, ceni się np. wartości historyczne, krajobrazowe lub kulturowe, można właśnie im przyznać prymat. Ważne jednak, by taki system wartości był uznawany przez władze samorządowe i przez większość mieszkańców." W pełni się zgadzam z panem profesorem i nic innego nie powtarzam od początku dyskusji o lokalizacji marketu. W Puszczykowie mamy sytuację, w której duża część mieszkańców chce walczyć o zachowanie tradycyjnego charakteru miasta (profesor jako geograf powinien sobie świetnie zdawać sprawę, dlaczego), jest też duża część zainteresowana jedynie zdynamizowaniem rozwoju ekonomicznego bez oglądania się na koszty społeczne, ekologiczne i urbanistyczne. 

Profesor Ratajczak w następnym zdaniu stwierdza, że konflikt ten został właściwie rozstrzygnięty przeprowadzoną przez niego ankietą. Mówi, że "blisko 70% mieszkańców popiera inwestycję" i "nie da się tego podważyć stosując argumenty racjonalne". Otóż, Szanowny Panie Profesorze, wyników może nie da się podważyć, bo ankieta, w co nadal pragnę wierzyć, została przeprowadzona rzetelnie. Da się jednak podważyć treść pytania i sposób przygotowania ankiety a nawet zasięg przeprowadzonego badania. 

Pytanie zostało sformułowane w sposób tendencyjny i użyto w nim nazwy marki komercyjnej, która wydaje olbrzymie pieniądze na reklamę. To nie mogło pozostać bez wpływu na wynik. Ankieta została przygotowana w tajemnicy przed przeciwnikami budowy marketu. Nie mogliśmy brać udziału w przygotowaniu pytania, a nawet nie znaliśmy go w momencie przeprowadzania ankiety. Informacja o przeprowadzeniu ankiety ukazała się tuż przed jej terminem tylko w jednej gazecie o wyraźnym profilu ideowym i była ilustrowana tendencyjnym listem do redakcji. To także mogło mieć wpływ na wynik ankiety, bowiem przeciwnicy nie mieli już szansy skutecznej polemiki. Dodatkowo, ankietę przeprowadzano w całym mieście, choć w podobnych przypadkach w innych miastach pyta się o zdanie mieszkańców dzielnic bezpośrednio zainteresowanych inwestycją. 

W kilku polemikach podawałem przykład poznańskich konsultacji społecznych w sprawie terenu dawnego stadionu Szyca. W tym przypadku społecznicy zostali dopuszczeni do równej dyskusji i mogli przekonać do swoich racji mieszkańców. Podobnie stało się ostatnio na poznańskiej ulicy Taczaka, gdzie aktywiści i radni przeprowadzili ankietę na temat przyszłości tego urokliwego i zniszczonego zakątka. W obu przypadkach odbyła się demokratyczna dyskusja i wszyscy znali dokładnie zasady na jakich odbywa się głosowanie i liczenie głosów. W przypadku ankiety puszczykowskiej prawie żadne demokratyczne standardy nie zostały zachowane i to się da spokojnie i racjonalnie udowodnić. Ta ankieta nie ma nic wspólnego z miejską demokracją i ideą samorządu. Jest tylko prywatnym badaniem opinii publicznej, którego wynik może być argumentem za przeprowadzeniem referendum lub konsultacji społecznych i nic więcej. Ankieta niczego nie rozstrzygnęła, bo rozstrzygnąć nie mogła. Prywatne badanie opinii publicznej nie zastąpi demokratycznych procedur.

Cieszę się natomiast bardzo, że Profesor Ratajczak cieszy się, że mieszkańcy protestują. To jest sól demokracji. Mogę zapewnić, że mieszkańcy Puszczykowa dostarczą jeszcze Profesorowi wiele uciechy. 

*Marcin Muth - redaktor bloga Zielone Puszczykowo

12 komentarzy:

  1. Brawo panie Marcinie doskonały tekst. Powinien być przedrukowany w Kurierze. Niech pan także wyśle go do Echa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namawiam pana także na wyjście z tym tekstem do prasy krajowej. Ma uniwersalne znaczenie. Będzie głosem ostrzegawczym dla całego kraju.

      Usuń
    2. Profesor dzięki temu zrobi karierę ogólnopolską. Będzie to przestrogą dla reszty środowiska aby mieli się na baczności od kogo biorą zlecenia i na jaką szalę kładą swój naukowy autorytet.

      Usuń
  2. Jestem Panu wdzięczna za napisanie tego tekstu (jak i wszystkich poprzednich).

    OdpowiedzUsuń
  3. Po tym co napisano w Głosie P. można powiedzieć, że ta ankieta jest kpiną ze wszystkich mieszkańców Puszczykowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam, że po przez ankietę i autorytet profesorski kpi sobie ze swoich sąsiadów bliższych i dalszych inwestor we własnej osobie. Jest to grono kilku osób a wśród nich są dwaj bracia którzy mieszkają pośród nas. Nie mylić z zakonnymi braciszkami. Czy wiecie jak się nazywają? I gdzie mieszkają?

      Usuń
  4. Też tak uważam; rozmowa z profesorem Waldemarem Ratajczakiem - opiekunem tyleż nieszczęsnej co kontrowersyjnej ankiety dot. budowy marketu przy ul. Magazynowej w Puszczykowie to naigrawanie się z mieszkańców. Czy profesor uważa, że w Puszczykowie mieszkają obywatele nierozumni?
    A tak a propos: czy przekazanie danych osobowych - nazwisk i adresów mieszkańców przez urząd miasta (burmistrza)prywatnemu ankieterowi jest zgodne z prawem? Co na to ustawa o ochronie danych osobowych?

    OdpowiedzUsuń
  5. Też zastanawiałam się jakiej to pomocy technicznej udzielił burmistrz, za którą dziękują w GP.

    OdpowiedzUsuń
  6. A może przeprowadzmy "Referendum" i dowiemy się co tak naprawdę myślą mieszkańcy naszego miasta?

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy nie wydaje wam się że w podobny sposób jak ta ankieta podprowadzono " normalnych" do ostatnich wyborów?

    OdpowiedzUsuń
  8. Zwróćcie uwagę nie na emocje a na fakty medialne:
    1. Tytuł profesorski jako uwiarygodnienie rzetelności ankiety.
    2. Tytuł prasowy w Głosie po wykonaniu ankiety " większość jest za marketem".
    3. Zdjęcie w Echu gdzie Burmistrz podaje rękę profesorowi a w tle wyraźnie widać jednego z inwestorów "szczerzącego zęby" zadowolenia do kamery.
    Jak zestawicie ze sobą te medialne sztuczki zobaczycie jaka jest metodologia kłamstwa.
    Albowiem weszliśmy już dawno temu w epokę zwaną wojną informatyczną. Odwieczna walka dobra i zła dziś przybrała postać walki INFORMACJI z DEZINFORMACJĄ.
    Tytuł prasowy z Głosu " większość jest za" jest czystą DEZINFORMACJĄ ponieważ prawdą czyli INFORMACJĄ powinien być tytuł " większość z badanych 600 osób jest za marketem". Co w rzeczywistości oznacza, że za marketem jest 400 osób a ponad 9000 osób nie wypowiedziało swego zdania. Ich głos w sprawie podaje się jako DOMNIEMANIE zgody co jest absolutnym nadużyciem dezinformacyjnym. Współwinę za DEZINFORMACJĘ ponosi nieświadomie redakcja Kuriera, że nie drukuje sprostowania pozwalając DEZINFORMACJI się ugruntować w umysłach mieszkańców. Redakcję Kuriera namawiam na tytuł prasowy: " większość mieszkańców jest przeciw marketowi" z podaniem danych faktycznych w prosty i jasny sposób.
    Redakcjo Kuriera! Zdajcie sobie wreszcie sprawę z faktów prasowych!

    OdpowiedzUsuń
  9. Najbliższe wybory wygra ten kto poda na swój temat najciekawsze INFORMACJE i kto zdemaskuje DEZINFORMACJE przeciwnika. Co wie się o radnych i urzędnikach?
    Pytanie pierwsze.
    Czy Andrzej Balcerek przed objęciem fotela Burmistrza pełnił jakiekolwiek funkcje kierownicze? Czy był kiedykolwiek liderem jakiejkolwiek grupy ludzi?

    OdpowiedzUsuń