Szukaj na tym blogu

wtorek, 26 czerwca 2012

Piękny dzień?


Taki piękny, słoneczny dzień. Dzień Dziecka, Dni Puszczykowa.

Wracam z Poznania – na ulicy Wczasowej, przy radarze, ograniczenie do 40 km/h, leży przejechany kot. Jeszcze ciepły, zakrwawiony. Wybite oko, jelita na jezdni. Nikt się nie zatrzymał. Stanęłam, zabrałam na pobocze.

Jakieś dziecko miało bardzo smutny Dzień Dziecka… I na pewno nie tylko dziecko.
To nie autostrada, nie było złej widoczności, deszczu, zmierzchu czy mgły. Nic nie usprawiedliwia takiej nieostrożności, a może i nawet lekceważenia zwierzęcego życia.

Na tej ulicy już kilkakrotnie znajdowałam martwe zwierzęta – koty, psy, jeże, królika, a nawet malutką sarenkę.

Czy nie można trochę zwolnić, uważać, czy trzeba mieć czyjąś krzywdę na sumieniu?

Chcemy mieć „miasto-ogród”, chcemy mieszkać przy lesie. Puste frazesy ludzi, którzy przeprowadzają się tutaj z Poznania, a potem zamykają okna, bo im przeszkadza… śpiew ptaków. Albo rżenie konia, czy pianie koguta. Wciąż jesteśmy cywilizowanymi arogantami, mieszczuchami, żądającymi autostrad i stacji benzynowych w oazie zieleni, otaczającymi się technicznymi gadżetami, którzy z trudem dopuszczają stworzenia nieludzkie (dzikie czy udomowione) do jakiejś z nimi wspólnoty (jednym z przykładów jest histeria na temat kilku psich kup na paru hektarach zakola, ale to już osobny i obszerny temat).

Od 44 lat jestem kierowcą, podróżuję po całym świecie, przejechałam motorem i  samochodami ponad 500 000 km. Uwierzcie, „bystrzaki” i „szpanerzy”, nowobogaccy właściciele „ekstra bryk” i ruszających z rykiem motorów, naprawdę można tak jeździć, żeby uważać na zwierzęta.

Niech to będzie waszą ambicją.

Prof. dr hab. Honorata Korpikiewicz
Puszczykowo

1 komentarz:

  1. Droga Pani Profesor, niestety nie ma Pani racji w tym co Pani pisze. Jak widać 500tys. km, które udało się Pani przejechać było wyjątkowo szczęśliwe. Zwierzęta często w ucieczce, gonitwie czy innych "swoich" zwyczajach wpadają pod koła w najmniej oczekiwanym momencie - i nie ma tu znaczenia, czy pędzimy 100km/h, czy jedziemy rowerem spacerowym tempem. Tak naprawdę aby nie dochodziło do tak przykrych incydentów musielibyśmy się wynieść z tego miasta, bo to my, ludzie, zmuszamy zwierzęta do takich a nie innych zachowań. A psy i koty... smutno powiedzieć, ale to ludzie przyczynili się do gwałtownego wzrostu ich liczebności, więc i muszą ponosić ofiary. Nigdy nie słyszała Pani o wypadkach z udziałem małych dzieci wybiegających pod koła samochodu?

    Jak na utytułowaną naukowo osobę wyjątkowo mało refleksji...

    OdpowiedzUsuń