Biblioteka Miejska w "Grzybku" w sumie będzie kosztować nas ponad 1,5 mln zł, a wszystkie związane z nią operacje ok. 2 mln zł. Fot. M. Krzyżański |
Marcin Muth: W sierpniowym numerze „Echa Puszczykowa“ władze miasta pochwaliły się, że otrzymały dotację na adaptację budynku przy rynku, który w grudniu 2012 roku kupiły od pana Krzysztofa Dworzańskiego, na cele biblioteczne. Przeciwnicy przeniesienia Biblioteki Miejskiej i Centrum Animacji Kultury od początku podkreślali, że zakup tego budynku za pieniądze przeznaczone wcześniej na rozbudowę Szkoły Podstawowej nr 1 to błąd. Po dokonaniu zakupu radni musieli bowiem poszatkować cenną instytucję kultury, aby znaleźć miejsce dla dzieci uczących się w Gimnazjum i Szkole Podstawowej. Decyzja o zakupie tego budynku zapadła nagle i zaskoczyła mieszkańców, nawet tych, którzy pilnie śledzili obrady Rady Miasta. Pan otrzymał z urzędu dokumenty dotyczące zakupu i prześledził dokładnie cały proces. Skąd wziął się pomysł kupienia budynku, który pieszczotliwie mieszkańcy nazywają „Grzybkiem“?
Krzysztof Kamiński*:
Aby zawiłość sprawy dobrze zrozumieć, należałoby cofnąć się do roku
2009. Wtedy odbył się przetarg na dzierżawę
wieczystą działki, na której wybudowano grzybka. Przetarg wygrał p. Krzysztof
Dworzański, który znacznie przelicytował innych uczestników. Za dzierżawę wieczystą
tej nieruchomości o powierzchni 160m2, zgodził się zapłacić ponad 300 tys. zł. Cena
była zawrotna, wg innych uczestników przetargu, takie ceny osiągały
nieruchomości komercyjne w najlepszych miejscach w Poznaniu. Dziwne było to o
tyle, że od 2002 r. wiadome było, że na tej nieruchomości działalność
gospodarcza może być prowadzona z licznymi ograniczeniami, powstać mógł
tutaj tylko budynek o charakterze użyteczności publicznej, salon prasy i
książki, sale konferencyjne, kawiarnia itp. W akcie notarialnym zapisano, że
budynek ten powinien zostać wzniesiony w wysokim
standardzie wykończenia, najdalej w terminie 3 lat od podpisania aktu
notarialnego, czyli do 11 sierpnia 2012 roku.
W akcie notarialnym wpisano również formułę, że użytkownik wieczysty
mógłby utracić tę nieruchomość, jeśli nie zabudowałby jej w ustalonym terminie.
Fragment aktu notarialnego z 11.08.2009 r., w którym dzierżawca działki zobowiązuje się postawić budynek o ściśle określonym przeznaczeniu. Cała umowa tutaj. |
MM: Czy
budynek, którym inwestor zabudował działkę był gotowy w terminie w
odpowienim standardzie?
KK: O tym czy budynek
został wybudowany w wysokim standardzie wykończenia w ciągu trzech lat, jak
zakładała umowa, każdy może przecież przekonać się naocznie. Moim zdaniem tak nie jest.
MM: Czy dobrze rozumiem, że władze miasta
odkupiły budynek od właściciela, który wcześniej zawarł z miastem umowę,
której miasto nie wyegzekwowało?
KK: I tu pojawia się kontrowersja natury prawnej. Zwróciłem
uwagę panu burmistrzowi Andrzejowi Balcerkowi, że miasto zamiast odkupować
nieruchomość, powinno raczej, zgodnie z umową i Kodeksem Cywilnym, zażądać
jego zwrotu. Pan Burmistrz tłumaczy m.in., że, zgodnie z ustawą o gospodarowaniu nieruchomościami, za
zakończenie zabudowy uznaje się wybudowanie budynku w stanie surowym. Tak
ustawa rzeczywiście mówi. Ale w tym wypadku moim zdaniem ta ustawa nie ma nic
do rzeczy. Gdyby podpisujący umowę notarialną mieli na myśli stan surowy
zamknięty, powołaliby się w umowie na tę ustawę, a nie pisaliby o wysokim
standardzie wykończenia! Taką wątpliwość wyrazili również prawnicy, z którymi na ten temat
rozmawiałem.
MM: Skąd
zatem wziął się pomysł zakupu budynku, który miasto mogło starać
się odzyskać w inny sposób? Czytając wypowiedzi przedstawicieli władz
oraz radnych można odnieść wrażenie, że nie wiedzieli w ogóle o umowie między
miastem a panem Dworzańskim.
KK: Nie potrafię powiedzieć, czy treść i warunki umowy
z panem Dworzańskim były radnym dokładnie znane, ale burmistrz i jego
zastępca umowę znać musieli. Niełatwo stwierdzić, skąd wziął się pomysł zakupu.
Legenda o zakupie budynku, propagowana przez pana burmistrza Andrzeja Balcerka, mówi o
tym, że któryś z urzędników śledził internet i tam natrafił na ofertę
sprzedaży „grzybka“. Pan burmistrz twierdzi też, że to miasto wystąpiło o jego
zakup. W tej kwestii zupełnie inna jest
wersja jego zastępcy – pana Władysława Ślisińskiego – który na
posiedzeniu Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta 12 grudnia 2012 r.
mówił, że to właściel budynku zwrócił się do miasta z propozycją
sprzedaży. Jak widać nawet w tak,
wydawałoby się, nieistotnej sprawie, któryś z panów mija się
z prawdą. Istotniejsze jeszcze jest to, że z wydarzenia tego [czyli
złożenia oferty zakupu przez miasto lub złożenia oferty sprzedaży przez pana
Dworzańskiego – przyp. red.] nie ma żadnego dokumentu w formie papierowej! Wiemy, że jeśli chcemy nawet drobną sprawę
załatwić w urzędzie, musimy zwrócić się w formie pisemnej. Podobnie urząd,
zwracając się do nas, przysyła pismo. Tymczasem sprawa warta kilkaset tysięcy
złotych i nie ma żadnego dokumentu: ani od pana Dworzańskiego, że chce sprzedać
i na jakich warunkach, ani ewentualnie od urzędu miasta, że chce kupić.
MM: Budynek kosztował 750 000 złotych i zostały
na niego przeznaczone środki, które wcześniej były zapisane w budżecie na
rozbudowę szkoły. Burmistrz i urzędnicy twierdzą, że w ramach negocjacji
z właścicielem udało się ustalić bardzo atrakcyjną cenę.
Udało się panu ustalić, jak wyglądały te negocjacje?
KK: Owe negocjacje to ciekawa historia. W dniu 10 grudnia 2012
roku na posiedzeniu Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta pan wiceburmistrz Władysław
Ślisiński, zachwalając możliwość zakupu przez miasto budynku, mówi, że wstępna
cena zakupu to ok. 700 tys. zł. Ta sama kwota pada dzień później podczas
posiedzenia Komisji Edukacji, Kultury i Sportu. A dzień później, 12 grudnia,
pan burmistrz Andrzej Balcerek negocjuje ze sprzedającym i ustalają warunki
zakupu na... 750 tys. zł.! Kiedy dopytałem, dlaczego cena w ciągu jednego dnia
wzrosła z około 700 tys. do 750 tys. złotych, to pan burmistrz Andrzej Balcerek
odpisał niejasno, że na posiedzeniach komisji padło słowo „około“. Zatem można
rozumieć, że „około 700 tys. zł“ może też znaczyć 750 tys. zł. Ciekawe, czy gdy
pan burmistrz Andrzej Balcerek wydaje swoje pieniądze, to wtedy około 700 tys. zł
znaczy to samo co 750 tys. zł?
Inna kwestia to sam przebieg negocjacji. Tutaj kolejna
niespodzianka. Choć w akcie notarialnym (umowie sprzedaży) mowa jest wyraźnie o
protokole rokowań, wg którego ustalono cenę i warunki zakupu, to okazuje się,
że ten protokół to... jedna odręcznie napisana, kilkuzdaniowa notatka ze
spotkania pana burmistrza Andrzeja Balcerka z panem Dworzańskim
z dnia 12 grudnia. Wtedy to ustalono cenę i warunki płatności - 750 tys. zł.
rozłożoną na dwie nierówne raty, choć jeszcze dzień wcześniej mówiono o ok.
700 tys zł.
Pierwsza rata, którą już zapłacono, była znacznie większa od
tej, którą miasto zapłaci. To świadczy o zdolnościach negocjacyjnych pana
burmistrza Andrzeja Balcerka! Radny Janusz Szafarkiewicz już 11 grudnia, słysząc kwotę ok. 700
tys. zł., mówi: nie rozmawiajmy głośno, aby łatwiej było negocjować – czyli,
jak każdy chyba rozumie – uszczknąć coś z tej ceny. A dzień później
wynegocjowano 750 tys. zł. Ale jak wspomniałem: dla burmistrza około 700 tys.
to znaczy np. 750 tysięcy złotych.
Proces negocjacji wykazał jeszcze zdolności jasnowidzenia
radnego Janusza Szafarkiewicza. Otóż, 10 grudnia pan radny mówił: dobrze, że
płatność (ok. 700 tys. zł.) udało się rozłożyć na raty, a z dokumentów
wynika, że negocjacje odbyły się dwa dni później i dopiero wtedy ustalono rozłożenie płatności
na raty. Jak to inaczej wytłumaczyć niż
nadzwyczajnymi zdolnościami pana
radnego?
Ale na poważnie - zastanawia, że miasto dokonuje zakupu za
kilkaset tysięcy złotych, największy pewno zakup w ostatniej kadencji, pan Andrzej Balcerek jako burmistrz większego zakupu już nie dokona, a cały protokół
negocjacyjny to jedna kartka papieru, która nawet nie ma urzędowego numeru
sprawy! Umowa o wywóz śmieci wygląda
poważniej niż ten protokół z negocjacji. Otwiera to pole do domysłów.
Burmistrz stwierdził również, że zanim doszło do rokowań
spotkano się w sprawie ceny „grzybka“ z rzeczoznawcą, ale jak łatwo się domyślić, również nie ma
śladu na papierze, choćby notatki służbowej z rozmów z rzeczoznawcą w tej
sprawie. Okazuje się, że pan burmistrz Andrzej Balcerek, decydując się na zakup
budynku i wydając publiczne pieniądze, nie posiadał ani operatu szacunkowego
ani nawet projektu technicznego budynku.
MM: Co to
jest operat szacunkowy? Dlaczego uważa Pan, że burmistrz powinien
dysponować takim dokumentem, kupując budynek?
KK: Operat szacunkowy to, najprościej mówiąc, dokument
zawierający opinię rzeczoznawcy, w której określa on wartość nieruchomości. Uważam,
że pan burmistrz powinien dysponować takim dokumentem nie po ustaleniu ceny, ale
przed negocjacjami i przed podjęciem decyzji. W przypadku „Grzybka“ operat taki
powstał pod koniec stycznia 2013 roku, a więc półtora miesiąca po ustaleniu
ceny i podjęciu decyzji przez burmistrza o zakupie. Wartość rynkową tej
nieruchomości autor operatu określił na 688 tys. zł. netto. Oczywiście nie podważam tej wyceny, ale nie
do końca rozumiem, po co autor, określając jej wartość, brał pod uwagę galerie
handlowe w dużych miastach takich jak Warszawa czy Wrocław, a nie budynki o
podobnym przeznaczeniu w sąsiednich Luboniu czy Mosinie?
MM: Uporządkujmy
chronologię. 10 grudnia wiceburmistrz Władysław Ślisiński przedstawił Komisji
Budżetu i Rozwoju Miasta możliwość zakupu „Grzybka“, a radny Szafarkiewicz
sugeruje płatność w ratach. 11 grudnia wiceburmistrz Władysław Ślisiński na posiedzeniu Komisji
Edukacji, Kultury i Sportu mówi, że zakup budynku jest na etapie „sondaży, ocen
i analiz. Już następnego dnia, 12 grudnia, Burmistrz Balcerek podjął
negocjacje z właścicielem „Grzybka“ i ustalił cenę 750 tysięcy
złotych płatną w dwóch ratach. Jakimi analizami dysponował w momencie
negocjacji, skoro operat szacunkowy powstał dopiero w styczniu 2013 roku?
KK: To był kolejny element moich dociekań. Skoro
wiceburmistrz Ślisiński stwierdził 11 grudnia, że pomysł zakupu jest „na etapie
sondaży, ocen i analiz“, to poprosiłem o te analizy, aby zrozumieć, dlaczego
pan burmistrz zgodził się na taką cenę za budynek, którego właściciel nie mógł
sprzedać przez wiele miesięcy, którego cena spadała, o którym to budynku w
momencie podejmowania decyzji o zakupie, nie do końca wiedziano, jakie będzie
przeznaczenie? I co się okazało? Analiz,
ocen i sądaży tak właściwie to nie ma! Owe analizy, sondaże i oceny, to wg
wyjaśnień pana burmistrza akty notarialne z transakcji przeprowadzanych w
mieście, z których w Urzędzie
Miasta tworzy się bazy danych, na podstawie których, urzędnicy zorienotwani są w
cenach transakcyjnych. Skoro tak, to ciekaw jestem, ile budynków przeznaczonych
na bibliotekę lub podobne cele sprzedawano w ostatnim roku w Puszczykowie, bo
chyba tylko na tej podstawie mogliby urzędnicy wyrokować o cenie za „Grzybka“? Przecież cena obiektu
pod bibliotekę jest inna niż obiektu przeznaczonego na cele handlowe czy mieszkalne. To wydaje się jasne. To, o czym mówi pan
burmistrz, to oczywiście żadne analizy nie są.
Kalendarium wydarzeń związanych z "Grzybkiem". Zwraca uwagę magiczny tydzień grudniowy, w którym dokonała się cudowna przemiana rozbudowy szkoły w zakup "Grzybka". |
MM: Wydaje
się niemożliwe, że burmistrz uzgodnił warunki zakupu budynku za 750
tysięcy złotych, nie dysponując ani operatem szacunkowym ani żadną poważną
analizą dotyczącą stanu technicznego budynku i jego wartości rynkowej. Przecież
jego decyzję musieli zaakceptować radni, którzy chyba nie
przeoczyliby tak istotnych szczegółów negocjacji?
KK: Wydaje się to niepojęte, ale tak było. Nie rozumiem
również, jak radni mogli podjąć decyzję o zakupie, znając jedynie cenę
wynegocjowaną przez burmistrza, nie znając dokumentacji technicznej, nie
wiedząc w związku z tym, czy w ogóle w tym budynku da się umieścić
bibliotekę. Nie rozumiem, jak radni mogli nie zapytać burmistrza o operat
szacunkowy, jak mogli nie poprosić o analizy, aby upewnić się czy w sposób
racjonalny wydawane są środki publiczne? Przewaga radnych z komitetu
wyborczego, z którego startował pan Andrzej Balcerek, jest miażdżąca i opozycja w Radzie Miasta praktycznie
nie istnieje, dyskusji w praktyce nie ma, ale zgodzi sie Pan, że nie zwalnia to
radnych z obowiązku skrupulatnego
kontrolowania poczynań burmistrza.
MM: Kiedy
radni podjęli decyzję o przeznaczeniu pieniędzy na zakup „Grzybka“? Jak
Pan myśli, jakie argumenty mogły ich przekonać? Atrakcyjna cena? Walory
budynku?
KK: Decyzję Rada podjęła 18 grudnia 2012 r. w tak samo
ekspresowym tempie, jak wcześniej pan burmistrz. Punkt dotyczący zakupu,
znalazł się w obradach Sesji Rady w sposób nagły, włączono go w tym dniu do
porządku obrad. Burmistrz przedstawił efekt negocjacji, choć i on dokładnie nie
wiedział w jakim celu ma być zakupiony budynek.
Rozważał przeniesienie tam siedziby Straży Miejskiej, albo biblioteki. Charakterystyczne
są słowa radnego Bekasa z tej sesji, że dziś zadecydujmy o zakupie
budynku, a o jego przeznaczeniu będziemy dyskutować na komisji. Poparł tę tezę wiceburmistrz Władysław Ślisiński.
Przyzna pan, że ciekawy to sposób kupowania nieruchomości: zadecydujmy o
zakupie, a później zobaczymy na co się ten budynek przyda. Głosów sprzeciwu wśród radnych nie było.
Sądzę, że prywatnymi finansami radni by w ten sposób nie dysponowali. Jakie argumenty ich przekonały? Jest to dla mnie do dziś zagadką, bo ani cena
chyba atrakcyjna nie była, gdyż poza miastem chętnych na zakup nie było, a co
do walorów budynku, nie chciałbym się wypowiadać.
MM: Reasumując,
wg Pana ustaleń było tak: jakiś urzędnik miejski znalazł w internecie ofertę sprzedaży
budynku, który to budynek powinien być dobrze znany urzędnikom,
ponieważ jego właściciel zawarł z miastem umowę, której przedmiotem
było właśnie wybudowanie tego budynku. Następnie, burmistrz Andrzej Balcerek
rozpoczął negocjacje z właścicielem, po których cena wcześniej określana
na poziomie około 700 tysięcy, została ustalona na 750 tysięcy. Potem Rada
Miasta przyklepała tę decyzję, rezygnując jednocześnie z rozbudowy Szkoły
Podstawowej nr 1. Na koniec powstał operat finansowy, który wycenił
już właściwie kupiony budynek. I dopiero wtedy radni oraz władze miasta
zaczęli się zastanawiać, jak zagospodarować budynek, co skończyło
się jak wiemy poszatkowaniem Biblioteki Miejskiej i Centrum Animacji
Kultury. Z Pana wywodu można wysnuć wniosek, że zakup budynku został
dokonany w sposób dość pośpieszny. Od pojawienia się oferty do
decyzji o zakupie minął raptem tydzień. Z tego, co dziś wiadomo,
żadna z instytucji kontrolnych nie doszukała się jednak w tych
działaniach niczego niezgodnego z prawem. Dlaczego?
KK: W telegraficznym
skrócie tak to mniej więcej wyglądało, tylko do końca nie wiadomo, kto
z ofertą do kogo się zgłosił, bo jak wspomniałem wcześniej wersje
burmistrza i jego zastępcy w tej kwestii się diametralnie różnią. Wszelkie
decyzje zapadły w tydzień, później czekano na operat szacunkowy, a dwa tygodnie
później wiceburmistrz podpisał akt notarialny ze sprzedającym. O transakcji tej zawiadomiono Regionalną Izbę Obrachunkową i NIK. I z informacji, jakie uzyskałem, wynika,
że instytucje te nie kontrolowały jeszcze tej transakcji. Przyjęły sygnały od
Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, które dokonało zgłoszenia i
odpowiedziały, że wezmą te zgłoszenia pod uwagę przy okazji kontroli. Również prokuratura
nie badała, czy nie przekroczono, czy nie przekroczono tutaj prawa. Nikt chyba
nie złożył doniesienia w tej sprawie do prokuratury.
MM: Sprawę, na prośbę Stowarzyszenia Przyjaciół
Puszczykowa, badali urzędnicy wojewody, którzy nie doszukali się działań
niezgodnych z prawem. Może jednak kupowanie budynku za prawie milon
złotych jak czapki śliwek nie jest niczym zdrożnym? Mógłby Pan powiedzieć,
jak powinna wyglądać procedura
zakupu budynku ze środków miejskich? I w których momentach można mieć pretensje
czy nawet próbować formułować zarzuty pod adresem urzędników
miejskich?
KK: Urzędnicy wojewody nie badali zgodności z prawem
zakupu budynku. Do organu wojewody Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa zgłosiło
informację o rozbijaniu sprawnie działającego CAK i tylko to było przedmiotem
badań. Czy jednak takie działanie urzędników jest zgodne z interesem
mieszkańców? Każdy musi sobie sam na to
pytanie odpowiedzieć.
Może kupowanie w ten sposób obieku również nie jest
niezgodne z prawem, nie mnie o tym wyrokować, ale sądzę, że nie tak
powinno się dysponować publicznymi środkami.
Nie powinny być tak łatwo wydawane pieniądze.
Myślę, że istnieją, albo powinny istnieć w Urzędzie Miejskim
procedury zakupu nie tylko budynku, ale i mniejszych rzeczy. Tylko nie wiem jak przestrzega się tych
procedur, skoro zakup za kilkaset tysięcy złotych był dokonany w sposób tak
nieprofesjonalny, tak skandaliczny, a główne zarzuty można mieć do burmistrza. Skoro
tak działa szef, to jak pracują jego podwładni? Na pewno każdy etap zakupu
powinna być odpowiednio dokumentowany, a kupowanie przez miasto budynku na Allegro, świadczy o „profesjonalizmie“ ekipy pana
Balcerka. Odnoszę wrażenie, że również
radni, którzy powinni być tym pierwszym społecznym organem kontrolnym
urzędników miejskich, nie wywiązali się ze swojego zadania. Za niedługo będziemy mieli do czynienia
z rozmowami burmistrza z inwestorem w sprawie długoletniej dzierżawy
terenu MOSiR. Jeśli i ta dzierżawa będzie załatwiana w podobny
sposób jak kupowanie czapki śliwek, jeśli udokumentowane będzie to tak jak
zakup „grzybka“, to nie mam wątpliwości, że dla organów kontrolnych pracy w
Puszczykowie nie zabraknie.
*Krzysztof Kamiński - mieszkaniec Puszczykowa od 15 lat, historyk-archiwista po UAM, w latach 80. działał w niezależnym ruchu studenckim (m.in. był członkiem prezydium uczelnianego Niezależnego Związku Studentów), na początku lat 90. pracował dla Banku Światowego i Ministerstwa Rolnictwa, potem zarządzał dużymi i małymi przedsiębiorstwami, obecnie prowadzi własną działalność gospodarczą, od końca 2012 roku współpracuje z "Zielonym Puszczykowem", specjalizuje się w tematyce związanej z planowaniem przestrzennym.
W związku z tym, że oficjalnie ("Echo Puszczykowa") i nieoficjalnie ("Głos Puszczykowa") wspierające obecną władzę gazety puszczykowskie zarzucają nam na swoich łamach kłamstwa, insynuacje i przeinaczenia, dokładamy jeszcze większych starań, aby każdą pojawiającą się na naszym blogu wypowiedź starannie udokumentować. Oto dokumenty związane ze sprawą zakupu "Grzybka", które potwierdzają stwierdzenia zawarte w wywiadzie:
- Umowa aktu notarialnego między miastem (reprezentowanym przez burmistrz Małgorzatą Ornoch-Tabędzką) a Krzysztofem Dworzańskim zawarta w dniu 12 sierpnia 2009 roku, na podstawie której dzierżawca działki zobowiązuje się wybudować budynek o ściśle określonym standardzie i funkcji.
- Protokół z posiedzenia Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta w dniu 10 grudnia 2012 roku.
- Protokół z posiedzenia Komisji Edukacji, Kultury i Sportu w dniu 11 grudnia 2012 roku.
- Notatka służbowa nazywana również "protokółem negocjacji" z 12 grudnia 2012 roku - jedyny dokument opisujący negocjacje pomiędzy burmistrzem a właścicielem "Grzybka"
- Protokół z sesji Rady Miasta w dniu 18 grudnia 2012 roku, na którym radni zaakceptowali zakup "Grzybka".
- Umowa aktu notarialnego między miastem (reprezentowanym przez wiceburmistrza Władysława Ślisińskiego) a Krzysztofem Dworzańskim zawarta w dniu 14 lutego 2013 r., na podstawie której miasto nabywa budynek za 750 000 zł.
- Prośba pana Krzysztofa Kamińskiego o udostępnienie wszystkich dokumentów dotyczących zakupu "Grzybka" z dnia 22 maja 2013 roku.
- Odpowiedź Urzędu Miasta na prośbę pana Krzysztofa Kamińskiego z dnia 22 maja 2013 roku.
- Pytania pana Krzysztofa Kamińskiego do burmistrza Andrzeja Balcerka z dnia 22 lipca 2013 roku.
- Odpowiedź burmistrza Andrzeja Balcerka na pytania pana Krzysztofa Kamińskiego z dnia 22 lipca 2013 roku.
W odróżnieniu od innych puszczykowskich periodyków, nie boimy się zapytać o opinię drugiej strony sporu. Równocześnie z wypowiedziami pana Krzysztofa Kamińskiego publikujemy wywiad z Burmistrzem Andrzejem Balcerkiem.
Brawo!!! Świetny wywiad!
OdpowiedzUsuńPanie Krzysztofie, dziękuję za tak dokładną analizę sprawy "Grzybka".Istniejące w tej historii dokumenty / a także brak wielu z nich/ każe poważnie się zastanowić nad innymi realizowanymi lub planowanymi inwestycjami w Puszczykowie.
Usuńdoskonały tekst, należałoby go szeroko rozpowszechnić zarówno wśród zwolenników jak i przeciwników obecnej władzy. I stwierdzenie, że ta władza działa w interesie pojedynczych osób a nie ogółu społeczności miasta,która ich wybrała w praktyce, którą Pan wyciągnął na światło dzienne sie potwierdza, niestety:-(
OdpowiedzUsuńWarto zamieścić tekst pana Kamińskiego w Kurierze. Porażający!
OdpowiedzUsuńNie tylko że warto ale bezwzględnie trzeba poświęcić całego Kuriera tej jednej sprawie. Szanowna Redakcjo Kuriera! Wszystkie inne tematy muszą poczekać w kolejce.
OdpowiedzUsuńTo jest sprawa nadzwyczajnej wagi!
Pan Krzysztof wykonał ogromną pracę.
OdpowiedzUsuńJako mieszkanka Puszczykowa mogę tylko głęboko podziękować.
Żeby tak radni chcieli za swoje apanaże wykonywać choćby ułamek pracy pana Krzysztofa. Choć szczerze powiedziawszy dla miasta pewnie byłoby lepiej, gdyby wyłącznie zgłaszali się do kasy, zarzucając wszelkie swoje inicjatywy.
Treść rzeczywiście porażająca, ale nie zaskakująca. Intuicyjnie wszyscy czuliśmy drugie dno tej sprawy. Nazwać tego rodzaju działania li tylko "zaniedbaniem" byłoby przesadną kurtuazją wobec inicjatorów akcji "Grzybek".
Jolita Barczak
Pan Kamiński spełnił obowiązek Komisji Rewizyjnej. Tak powinna pracować.
OdpowiedzUsuńSzanowni Państwo, z dużym niepokojem myślę, jak będą wyglądały NEGOCJACJE naszego burmistrza ws. wieloletniej dzierżawy terenu w centrum miasta na cele sportowe prywatnemu inwestorowi na 30 lat!
OdpowiedzUsuńAż strach się bać czy znowu nie będzie kolejnej kuchy...
Skoro sam nie potrafi to dlaczego nie korzysta z doradztwa niezależnych ekspertów (nie urzędników z UM!) - przecież to jest majątek miasta czyli nasz wspólny!
Ale to jest już ustalone przecież. Teren wydzierżawi syn jednego z radnych z ulicy na której odbywa się święto. Za trzy lata miasto (zapewne w razie klapy przedsięwzięcia) odkupi "inwestycję" za zawyżoną cenę (vide "grzybek") c.d.n...
UsuńTo nie jest prawda do końca: dzierżawcę poznaliśmy podczas wizualizacji projektu zagospodarowania - wybudowania (hal sportowych i i innych obiektów sportowych) a syn znanego wieloletniego radnego ma być tam głównym dyrektorem...
OdpowiedzUsuńGeneralnie przecież wiadomo, że obecna ekipa zajmuje się głównie sportem (jak zwał tak zwał)jak za czasów Napierały...
Świetnie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń