Szukaj na tym blogu

środa, 11 września 2013

Operacja "Grzybek"


Biblioteka Miejska w "Grzybku" w sumie
będzie kosztować nas ponad 1,5 mln zł, a
wszystkie związane z nią operacje ok. 2 mln
zł. Fot. M. Krzyżański
Sprawa zakupu "Grzybka" odcisnęła na życiu naszego miasta silne piętno. W związku z nabyciem niepozornego budynku na rynku, władze miasta zafundowały nam prawdziwą rewolucję kulturalną. Wyrzucono z dawnej siedziby Bibliotekę Miejską i Centrum Animacji Kultury. Oddzielono szkołę podstawową od gimnazjum. Przeznaczono kupę pieniędzy podatników na zakupy, remonty, adaptacje i przeprowadzki, jednocześnie unikając odpowiedzi na najprostsze stawiane przez mieszkańców pytania. Dziś rozmawiamy z panem Krzysztofem Kamińskim*, który sprawę zakupu budynku starał się zbadać tak starannie, jak się tylko da. Wystąpił do miasta o wydanie dokumentów dotyczących zakupów, przejrzał umowy i notatki służbowe. Niestety, nawet na ich podstawie, na wiele pytań nie znalazł odpowiedzi. Publikujemy efekty jego dociekań w formie wywiadu. Poniżej znajdują się linki do zgromadzonych dokumentów oraz korespondencji z burmistrzem Andrzejem Balcerkiem. Na koniec link do wywiadu z Panem Burmistrzem, w którym dopytujemy o sprawy, których do końca nie udało nam się zrozumieć.

Marcin Muth: W sierpniowym numerze „Echa Puszczykowa“ władze miasta pochwaliły się, że otrzymały dotację na adaptację budynku przy rynku, który w grudniu 2012 roku kupiły od pana Krzysztofa Dworzańskiego, na cele biblioteczne. Przeciwnicy przeniesienia Biblioteki Miejskiej i Centrum Animacji Kultury od początku podkreślali, że zakup tego budynku za pieniądze przeznaczone wcześniej na rozbudowę Szkoły Podstawowej nr 1 to błąd. Po dokonaniu zakupu radni musieli bowiem poszatkować cenną instytucję kultury, aby znaleźć miejsce dla dzieci uczących się w Gimnazjum i Szkole Podstawowej.  Decyzja o zakupie tego budynku zapadła nagle i zaskoczyła mieszkańców, nawet tych, którzy pilnie śledzili obrady Rady Miasta. Pan otrzymał z urzędu dokumenty dotyczące zakupu i prześledził dokładnie cały proces. Skąd wziął się pomysł kupienia budynku, który pieszczotliwie mieszkańcy nazywają „Grzybkiem“?

Krzysztof Kamiński*:  Aby zawiłość sprawy dobrze zrozumieć, należałoby cofnąć się do roku 2009.  Wtedy odbył się przetarg na dzierżawę wieczystą działki, na której wybudowano grzybka. Przetarg wygrał p. Krzysztof Dworzański, który znacznie przelicytował innych uczestników. Za dzierżawę wieczystą tej nieruchomości o powierzchni 160m2, zgodził się zapłacić ponad 300 tys. zł. Cena była zawrotna, wg innych uczestników przetargu, takie ceny osiągały nieruchomości komercyjne w najlepszych miejscach w Poznaniu. Dziwne było to o tyle, że od 2002 r. wiadome było, że na tej nieruchomości działalność gospodarcza może być prowadzona z licznymi ograniczeniami, powstać mógł tutaj tylko budynek o charakterze użyteczności publicznej, salon prasy i książki, sale konferencyjne, kawiarnia itp. W akcie notarialnym zapisano, że budynek ten powinien zostać wzniesiony w wysokim standardzie wykończenia, najdalej w terminie 3 lat od podpisania aktu notarialnego, czyli do 11 sierpnia 2012 roku.  W akcie notarialnym wpisano również formułę, że użytkownik wieczysty mógłby utracić tę nieruchomość, jeśli nie zabudowałby jej w ustalonym terminie.

Fragment aktu notarialnego z 11.08.2009 r., w którym
dzierżawca działki zobowiązuje się postawić budynek o
ściśle określonym przeznaczeniu. Cała umowa tutaj.
 
Ten punkt wydaje się potwierdzać, że miasto mogło wyegzkwować
warunki umowy z panem Dworzańskim.

MM:  Czy budynek, którym inwestor zabudował działkę był gotowy w terminie w odpowienim standardzie?

KK:  O tym czy budynek został wybudowany w wysokim standardzie wykończenia w ciągu trzech lat, jak zakładała umowa, każdy może przecież przekonać się naocznie.  Moim zdaniem tak nie jest. 

MM: Czy dobrze rozumiem, że władze miasta odkupiły budynek od właściciela, który wcześniej zawarł z miastem umowę, której miasto nie wyegzekwowało? 

KK: I tu pojawia się kontrowersja natury prawnej. Zwróciłem uwagę panu burmistrzowi Andrzejowi Balcerkowi, że miasto zamiast odkupować nieruchomość, powinno raczej, zgodnie z umową i Kodeksem Cywilnym, zażądać jego zwrotu. Pan Burmistrz tłumaczy m.in., że, zgodnie z ustawą  o gospodarowaniu nieruchomościami, za zakończenie zabudowy uznaje się wybudowanie budynku w stanie surowym. Tak ustawa rzeczywiście mówi. Ale w tym wypadku moim zdaniem ta ustawa nie ma nic do rzeczy. Gdyby podpisujący umowę notarialną mieli na myśli stan surowy zamknięty, powołaliby się w umowie na tę ustawę, a nie pisaliby o wysokim standardzie wykończenia! Taką wątpliwość wyrazili  również prawnicy, z którymi na ten temat rozmawiałem.

MM: Skąd zatem wziął się pomysł zakupu budynku, który miasto mogło starać się odzyskać w inny sposób? Czytając wypowiedzi przedstawicieli władz oraz radnych można odnieść wrażenie, że nie wiedzieli w ogóle o umowie między miastem a panem Dworzańskim.

KK: Nie potrafię powiedzieć, czy treść i warunki umowy z panem Dworzańskim były radnym dokładnie znane, ale burmistrz i jego zastępca umowę znać musieli. Niełatwo stwierdzić, skąd wziął się pomysł zakupu. Legenda o zakupie budynku, propagowana przez pana burmistrza Andrzeja Balcerka, mówi o tym, że któryś z urzędników śledził internet i tam natrafił na ofertę sprzedaży „grzybka“. Pan burmistrz twierdzi też, że to miasto wystąpiło o jego zakup. W tej kwestii zupełnie inna jest  wersja jego zastępcy – pana Władysława Ślisińskiego – który na posiedzeniu Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta 12 grudnia 2012 r.  mówił, że to właściel budynku zwrócił się do miasta z propozycją sprzedaży. Jak widać nawet w tak, wydawałoby się, nieistotnej sprawie, któryś z panów mija się z prawdą. Istotniejsze jeszcze jest to, że z wydarzenia tego [czyli złożenia oferty zakupu przez miasto lub złożenia oferty sprzedaży przez pana Dworzańskiego – przyp. red.] nie ma żadnego dokumentu w formie papierowej!  Wiemy, że jeśli chcemy nawet drobną sprawę załatwić w urzędzie, musimy zwrócić się w formie pisemnej. Podobnie urząd, zwracając się do nas, przysyła pismo. Tymczasem sprawa warta kilkaset tysięcy złotych i nie ma żadnego dokumentu: ani od pana Dworzańskiego, że chce sprzedać i na jakich warunkach, ani ewentualnie od urzędu miasta, że chce kupić. 

MM: Budynek kosztował 750 000 złotych i zostały na niego przeznaczone środki, które wcześniej były zapisane w budżecie na rozbudowę szkoły. Burmistrz i urzędnicy twierdzą, że w ramach negocjacji z właścicielem udało się ustalić bardzo atrakcyjną cenę. Udało się panu ustalić, jak wyglądały te negocjacje?

KK: Owe negocjacje to ciekawa historia. W dniu 10 grudnia 2012 roku na posiedzeniu Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta pan wiceburmistrz Władysław Ślisiński, zachwalając możliwość zakupu przez miasto budynku, mówi, że wstępna cena zakupu to ok. 700 tys. zł. Ta sama kwota pada dzień później podczas posiedzenia Komisji Edukacji, Kultury i Sportu. A dzień później, 12 grudnia, pan burmistrz Andrzej Balcerek negocjuje ze sprzedającym i ustalają warunki zakupu na... 750 tys. zł.! Kiedy dopytałem, dlaczego cena w ciągu jednego dnia wzrosła z około 700 tys. do 750 tys. złotych, to pan burmistrz Andrzej Balcerek odpisał niejasno, że na posiedzeniach komisji padło słowo „około“. Zatem można rozumieć, że „około 700 tys. zł“ może też znaczyć 750 tys. zł. Ciekawe, czy gdy pan burmistrz Andrzej Balcerek wydaje swoje pieniądze, to wtedy około 700 tys. zł znaczy to samo co 750 tys. zł?

Inna kwestia to sam przebieg negocjacji. Tutaj kolejna niespodzianka. Choć w akcie notarialnym (umowie sprzedaży) mowa jest wyraźnie o protokole rokowań, wg którego ustalono cenę i warunki zakupu, to okazuje się, że ten protokół to... jedna odręcznie napisana, kilkuzdaniowa notatka ze spotkania pana burmistrza Andrzeja Balcerka z panem Dworzańskim z dnia 12 grudnia. Wtedy to ustalono cenę i warunki płatności - 750 tys. zł. rozłożoną na dwie nierówne raty, choć jeszcze dzień wcześniej mówiono o ok. 700 tys zł. 

Pierwsza rata, którą już zapłacono, była znacznie większa od tej, którą miasto zapłaci. To świadczy o zdolnościach negocjacyjnych pana burmistrza Andrzeja Balcerka! Radny Janusz Szafarkiewicz  już 11 grudnia, słysząc kwotę ok. 700 tys. zł., mówi: nie rozmawiajmy głośno, aby łatwiej było negocjować – czyli, jak każdy chyba rozumie – uszczknąć coś z tej ceny. A dzień później wynegocjowano 750 tys. zł. Ale jak wspomniałem: dla burmistrza około 700 tys. to znaczy np. 750 tysięcy złotych. 

Proces negocjacji wykazał jeszcze zdolności jasnowidzenia radnego Janusza Szafarkiewicza. Otóż, 10 grudnia pan radny mówił: dobrze, że płatność (ok. 700 tys. zł.) udało się rozłożyć na raty, a z dokumentów wynika, że negocjacje odbyły się dwa dni później i  dopiero wtedy ustalono rozłożenie płatności na raty.  Jak to inaczej wytłumaczyć niż nadzwyczajnymi zdolnościami  pana radnego?

Ale na poważnie - zastanawia, że miasto dokonuje zakupu za kilkaset tysięcy złotych, największy pewno zakup w ostatniej kadencji, pan Andrzej Balcerek jako burmistrz większego zakupu już nie dokona, a cały protokół negocjacyjny to jedna kartka papieru, która nawet nie ma urzędowego numeru sprawy!  Umowa o wywóz śmieci wygląda poważniej niż ten protokół z negocjacji. Otwiera to pole do domysłów.

Burmistrz stwierdził również, że zanim doszło do rokowań spotkano się w sprawie ceny „grzybka“ z rzeczoznawcą,  ale jak łatwo się domyślić, również nie ma śladu na papierze, choćby notatki służbowej z rozmów z rzeczoznawcą w tej sprawie. Okazuje się, że pan burmistrz Andrzej Balcerek, decydując się na zakup budynku i wydając publiczne pieniądze, nie posiadał ani operatu szacunkowego ani nawet projektu technicznego budynku. 

MM: Co to jest operat szacunkowy? Dlaczego uważa Pan, że burmistrz powinien dysponować takim dokumentem, kupując budynek?

KK: Operat szacunkowy to, najprościej mówiąc, dokument zawierający opinię rzeczoznawcy, w której określa on wartość nieruchomości. Uważam, że pan burmistrz powinien dysponować takim dokumentem nie po ustaleniu ceny, ale przed negocjacjami i przed podjęciem decyzji. W przypadku „Grzybka“ operat taki powstał pod koniec stycznia 2013 roku, a więc półtora miesiąca po ustaleniu ceny i podjęciu decyzji przez burmistrza o zakupie. Wartość rynkową tej nieruchomości autor operatu określił na 688 tys. zł. netto.  Oczywiście nie podważam tej wyceny, ale nie do końca rozumiem, po co autor, określając jej wartość, brał pod uwagę galerie handlowe w dużych miastach takich jak Warszawa czy Wrocław, a nie budynki o podobnym przeznaczeniu w sąsiednich Luboniu czy Mosinie?

MM: Uporządkujmy chronologię. 10 grudnia wiceburmistrz Władysław Ślisiński przedstawił Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta możliwość zakupu „Grzybka“, a radny Szafarkiewicz sugeruje płatność w ratach. 11 grudnia wiceburmistrz  Władysław Ślisiński na posiedzeniu Komisji Edukacji, Kultury i Sportu mówi, że zakup budynku jest na etapie „sondaży, ocen i analiz. Już następnego dnia, 12 grudnia, Burmistrz Balcerek podjął negocjacje z właścicielem „Grzybka“ i ustalił cenę 750 tysięcy złotych płatną w dwóch ratach. Jakimi analizami dysponował w momencie negocjacji, skoro operat szacunkowy powstał dopiero w styczniu 2013 roku?

KK: To był kolejny element moich dociekań. Skoro wiceburmistrz Ślisiński stwierdził 11 grudnia, że pomysł zakupu jest „na etapie sondaży, ocen i analiz“, to poprosiłem o te analizy, aby zrozumieć, dlaczego pan burmistrz zgodził się na taką cenę za budynek, którego właściciel nie mógł sprzedać przez wiele miesięcy, którego cena spadała, o którym to budynku w momencie podejmowania decyzji o zakupie, nie do końca wiedziano, jakie będzie przeznaczenie? I co się okazało?  Analiz, ocen i sądaży tak właściwie to nie ma! Owe analizy, sondaże i oceny, to wg wyjaśnień pana burmistrza akty notarialne z transakcji przeprowadzanych w mieście,  z których w Urzędzie Miasta tworzy się bazy danych, na podstawie których, urzędnicy zorienotwani są w cenach transakcyjnych. Skoro tak, to ciekaw jestem, ile budynków przeznaczonych na bibliotekę lub podobne cele sprzedawano w ostatnim roku w Puszczykowie, bo chyba tylko na tej podstawie mogliby urzędnicy wyrokować  o cenie za „Grzybka“? Przecież cena obiektu pod bibliotekę jest inna niż obiektu przeznaczonego na cele handlowe czy mieszkalne.  To wydaje się jasne. To, o czym mówi pan burmistrz, to oczywiście żadne analizy nie są.  
Kalendarium wydarzeń związanych z "Grzybkiem". Zwraca uwagę magiczny tydzień
grudniowy, w którym dokonała się cudowna przemiana rozbudowy szkoły w zakup "Grzybka".

MM: Wydaje się niemożliwe, że burmistrz uzgodnił warunki zakupu budynku za 750 tysięcy złotych, nie dysponując ani operatem szacunkowym ani żadną poważną analizą dotyczącą stanu technicznego budynku i jego wartości rynkowej. Przecież jego decyzję musieli zaakceptować radni, którzy chyba nie przeoczyliby tak istotnych szczegółów negocjacji?

KK: Wydaje się to niepojęte, ale tak było. Nie rozumiem również, jak radni mogli podjąć decyzję o zakupie, znając jedynie cenę wynegocjowaną przez burmistrza, nie znając dokumentacji technicznej, nie wiedząc w związku z tym, czy w ogóle w tym budynku da się umieścić bibliotekę. Nie rozumiem, jak radni mogli nie zapytać burmistrza o operat szacunkowy, jak mogli nie poprosić o analizy, aby upewnić się czy w sposób racjonalny wydawane są środki publiczne? Przewaga radnych z komitetu wyborczego, z którego startował pan Andrzej Balcerek, jest miażdżąca i opozycja w Radzie Miasta praktycznie nie istnieje, dyskusji w praktyce nie ma, ale zgodzi sie Pan, że nie zwalnia to radnych  z obowiązku skrupulatnego kontrolowania poczynań burmistrza.

MM: Kiedy radni podjęli decyzję o przeznaczeniu pieniędzy na zakup „Grzybka“? Jak Pan myśli, jakie argumenty mogły ich przekonać? Atrakcyjna cena? Walory budynku?

KK: Decyzję Rada podjęła 18 grudnia 2012 r. w tak samo ekspresowym tempie, jak wcześniej pan burmistrz. Punkt dotyczący zakupu, znalazł się w obradach Sesji Rady w sposób nagły, włączono go w tym dniu do porządku obrad. Burmistrz przedstawił efekt negocjacji, choć i on dokładnie nie wiedział w jakim celu ma być zakupiony budynek.  Rozważał przeniesienie tam siedziby Straży Miejskiej, albo biblioteki. Charakterystyczne są słowa radnego Bekasa z tej sesji, że dziś zadecydujmy o zakupie budynku, a o jego przeznaczeniu będziemy dyskutować na komisji.  Poparł tę tezę wiceburmistrz Władysław Ślisiński. Przyzna pan, że ciekawy to sposób kupowania nieruchomości: zadecydujmy o zakupie, a później zobaczymy na co się ten budynek przyda.  Głosów sprzeciwu wśród radnych nie było. Sądzę, że prywatnymi finansami radni by w ten sposób nie dysponowali.  Jakie argumenty ich przekonały? Jest to dla mnie do dziś zagadką, bo ani cena chyba atrakcyjna nie była, gdyż poza miastem chętnych na zakup nie było, a co do walorów budynku, nie chciałbym się wypowiadać.  

MM: Reasumując, wg Pana ustaleń było tak: jakiś urzędnik miejski znalazł w internecie ofertę sprzedaży budynku, który to budynek powinien być dobrze znany urzędnikom, ponieważ jego właściciel zawarł z miastem umowę, której przedmiotem było właśnie wybudowanie tego budynku. Następnie, burmistrz Andrzej Balcerek rozpoczął negocjacje z właścicielem, po których cena wcześniej określana na poziomie około 700 tysięcy, została ustalona na 750 tysięcy. Potem Rada Miasta przyklepała tę decyzję, rezygnując jednocześnie z rozbudowy Szkoły Podstawowej nr 1. Na koniec powstał operat finansowy, który wycenił już właściwie kupiony budynek. I dopiero wtedy radni oraz władze miasta zaczęli się zastanawiać, jak zagospodarować budynek, co skończyło się jak wiemy poszatkowaniem Biblioteki Miejskiej i Centrum Animacji Kultury. Z Pana wywodu można wysnuć wniosek, że zakup budynku został dokonany w sposób dość pośpieszny. Od pojawienia się oferty do decyzji o zakupie minął raptem tydzień. Z tego, co dziś wiadomo, żadna z instytucji kontrolnych nie doszukała się jednak w tych działaniach niczego niezgodnego z prawem. Dlaczego?

KK: W telegraficznym skrócie tak to mniej więcej wyglądało, tylko do końca nie wiadomo, kto z ofertą do kogo się zgłosił, bo jak wspomniałem wcześniej wersje burmistrza i jego zastępcy w tej kwestii się diametralnie różnią. Wszelkie decyzje zapadły w tydzień, później czekano na operat szacunkowy, a dwa tygodnie później wiceburmistrz podpisał akt notarialny ze sprzedającym. O transakcji tej zawiadomiono  Regionalną Izbę Obrachunkową i NIK. I z informacji, jakie uzyskałem, wynika, że instytucje te nie kontrolowały jeszcze  tej transakcji. Przyjęły sygnały od Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, które dokonało zgłoszenia i odpowiedziały, że wezmą te zgłoszenia pod uwagę przy okazji kontroli. Również prokuratura nie badała, czy nie przekroczono, czy nie przekroczono tutaj prawa. Nikt chyba nie złożył doniesienia w tej sprawie do prokuratury.

MM: Sprawę, na prośbę Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, badali urzędnicy wojewody, którzy nie doszukali się działań niezgodnych z prawem. Może jednak kupowanie budynku za prawie milon złotych jak czapki śliwek nie jest niczym zdrożnym? Mógłby Pan powiedzieć, jak  powinna wyglądać procedura zakupu budynku ze środków miejskich? I w których momentach można mieć pretensje czy nawet próbować formułować zarzuty pod adresem urzędników miejskich?

KK: Urzędnicy wojewody nie badali zgodności z prawem zakupu budynku. Do organu wojewody Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa zgłosiło informację o rozbijaniu sprawnie działającego CAK i tylko to było przedmiotem badań. Czy jednak takie działanie urzędników jest zgodne z interesem mieszkańców?  Każdy musi sobie sam na to pytanie odpowiedzieć.

Może kupowanie w ten sposób obieku również nie jest niezgodne z prawem, nie mnie o tym wyrokować, ale sądzę, że nie tak powinno się dysponować publicznymi środkami.  Nie powinny być tak łatwo wydawane pieniądze.

Myślę, że istnieją, albo powinny istnieć w Urzędzie Miejskim procedury zakupu nie tylko budynku, ale i mniejszych rzeczy. Tylko nie wiem jak przestrzega się tych procedur, skoro zakup za kilkaset tysięcy złotych był dokonany w sposób tak nieprofesjonalny, tak skandaliczny, a główne zarzuty można mieć do burmistrza. Skoro tak działa szef, to jak pracują jego podwładni? Na pewno każdy etap zakupu powinna być odpowiednio dokumentowany, a kupowanie przez miasto budynku na Allegro,  świadczy o „profesjonalizmie“ ekipy pana Balcerka.  Odnoszę wrażenie, że również radni, którzy powinni być tym pierwszym społecznym organem kontrolnym urzędników miejskich, nie wywiązali się ze swojego zadania. Za niedługo będziemy mieli do czynienia z rozmowami burmistrza z inwestorem w sprawie długoletniej dzierżawy terenu MOSiR. Jeśli i ta dzierżawa będzie załatwiana w podobny sposób jak kupowanie czapki śliwek, jeśli udokumentowane będzie to tak jak zakup „grzybka“, to nie mam wątpliwości, że dla organów kontrolnych pracy w Puszczykowie nie zabraknie.

*Krzysztof Kamiński - mieszkaniec Puszczykowa od 15 lat, historyk-archiwista po UAM, w latach 80. działał w niezależnym ruchu studenckim (m.in. był członkiem prezydium uczelnianego Niezależnego Związku Studentów), na początku lat 90. pracował dla Banku Światowego i Ministerstwa Rolnictwa, potem zarządzał dużymi i małymi przedsiębiorstwami, obecnie prowadzi własną działalność gospodarczą, od końca 2012 roku współpracuje z "Zielonym Puszczykowem", specjalizuje się w tematyce związanej z planowaniem przestrzennym. 

W związku z tym, że oficjalnie ("Echo Puszczykowa") i nieoficjalnie ("Głos Puszczykowa") wspierające obecną władzę gazety puszczykowskie zarzucają nam na swoich łamach kłamstwa, insynuacje i przeinaczenia, dokładamy jeszcze większych starań, aby każdą pojawiającą się na naszym blogu wypowiedź starannie udokumentować. Oto dokumenty związane ze sprawą zakupu "Grzybka", które potwierdzają stwierdzenia zawarte w wywiadzie:
  1. Umowa aktu notarialnego między miastem (reprezentowanym przez burmistrz Małgorzatą Ornoch-Tabędzką) a Krzysztofem Dworzańskim zawarta w dniu 12 sierpnia 2009 roku, na podstawie której dzierżawca działki zobowiązuje się wybudować budynek o ściśle określonym standardzie i funkcji.
  2. Protokół z posiedzenia Komisji Budżetu i Rozwoju Miasta w dniu 10 grudnia 2012 roku.
  3. Protokół z posiedzenia Komisji Edukacji, Kultury i Sportu w dniu 11 grudnia 2012 roku.
  4. Notatka służbowa nazywana również "protokółem negocjacji" z 12 grudnia 2012 roku - jedyny dokument opisujący negocjacje pomiędzy burmistrzem a właścicielem "Grzybka" 
  5. Protokół z sesji Rady Miasta w dniu 18 grudnia 2012 roku, na którym radni zaakceptowali zakup "Grzybka".
  6. Umowa aktu notarialnego między miastem (reprezentowanym przez wiceburmistrza Władysława Ślisińskiego) a Krzysztofem Dworzańskim zawarta w dniu 14 lutego 2013 r., na podstawie której miasto nabywa budynek za 750 000 zł.
  7. Prośba pana Krzysztofa Kamińskiego o udostępnienie wszystkich dokumentów dotyczących zakupu "Grzybka" z dnia 22 maja 2013 roku.
  8. Odpowiedź Urzędu Miasta na prośbę pana Krzysztofa Kamińskiego z dnia 22 maja 2013 roku.
  9. Pytania pana Krzysztofa Kamińskiego do burmistrza Andrzeja Balcerka z dnia 22 lipca 2013 roku.
  10. Odpowiedź burmistrza Andrzeja Balcerka na pytania pana Krzysztofa Kamińskiego z dnia 22 lipca 2013 roku.

W odróżnieniu od innych puszczykowskich periodyków, nie boimy się zapytać o opinię drugiej strony sporu. Równocześnie z wypowiedziami pana Krzysztofa Kamińskiego publikujemy wywiad z Burmistrzem Andrzejem Balcerkiem.

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Panie Krzysztofie, dziękuję za tak dokładną analizę sprawy "Grzybka".Istniejące w tej historii dokumenty / a także brak wielu z nich/ każe poważnie się zastanowić nad innymi realizowanymi lub planowanymi inwestycjami w Puszczykowie.

      Usuń
  2. doskonały tekst, należałoby go szeroko rozpowszechnić zarówno wśród zwolenników jak i przeciwników obecnej władzy. I stwierdzenie, że ta władza działa w interesie pojedynczych osób a nie ogółu społeczności miasta,która ich wybrała w praktyce, którą Pan wyciągnął na światło dzienne sie potwierdza, niestety:-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Warto zamieścić tekst pana Kamińskiego w Kurierze. Porażający!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko że warto ale bezwzględnie trzeba poświęcić całego Kuriera tej jednej sprawie. Szanowna Redakcjo Kuriera! Wszystkie inne tematy muszą poczekać w kolejce.
    To jest sprawa nadzwyczajnej wagi!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pan Krzysztof wykonał ogromną pracę.
    Jako mieszkanka Puszczykowa mogę tylko głęboko podziękować.

    Żeby tak radni chcieli za swoje apanaże wykonywać choćby ułamek pracy pana Krzysztofa. Choć szczerze powiedziawszy dla miasta pewnie byłoby lepiej, gdyby wyłącznie zgłaszali się do kasy, zarzucając wszelkie swoje inicjatywy.

    Treść rzeczywiście porażająca, ale nie zaskakująca. Intuicyjnie wszyscy czuliśmy drugie dno tej sprawy. Nazwać tego rodzaju działania li tylko "zaniedbaniem" byłoby przesadną kurtuazją wobec inicjatorów akcji "Grzybek".

    Jolita Barczak

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan Kamiński spełnił obowiązek Komisji Rewizyjnej. Tak powinna pracować.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szanowni Państwo, z dużym niepokojem myślę, jak będą wyglądały NEGOCJACJE naszego burmistrza ws. wieloletniej dzierżawy terenu w centrum miasta na cele sportowe prywatnemu inwestorowi na 30 lat!
    Aż strach się bać czy znowu nie będzie kolejnej kuchy...
    Skoro sam nie potrafi to dlaczego nie korzysta z doradztwa niezależnych ekspertów (nie urzędników z UM!) - przecież to jest majątek miasta czyli nasz wspólny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to jest już ustalone przecież. Teren wydzierżawi syn jednego z radnych z ulicy na której odbywa się święto. Za trzy lata miasto (zapewne w razie klapy przedsięwzięcia) odkupi "inwestycję" za zawyżoną cenę (vide "grzybek") c.d.n...

      Usuń
  8. To nie jest prawda do końca: dzierżawcę poznaliśmy podczas wizualizacji projektu zagospodarowania - wybudowania (hal sportowych i i innych obiektów sportowych) a syn znanego wieloletniego radnego ma być tam głównym dyrektorem...
    Generalnie przecież wiadomo, że obecna ekipa zajmuje się głównie sportem (jak zwał tak zwał)jak za czasów Napierały...

    OdpowiedzUsuń