Szukaj na tym blogu

środa, 16 stycznia 2013

Miasto-ogród czy miasto-potwór?


Z konieczności dużo piszemy na blogu o konfliktach i problemach Puszczykowa, sprzeciwiamy się kolejnym niekorzystnym decyzjom i planom. Warto jednak czasem przypomnieć, że mamy także spójną pozytywną wizję rozwoju Puszczykowa. Już we wrześniu została ona dość przedstawiona w "Kurierze Puszczykowskim" wraz z zaproszeniem do dyskusji i przedstawienia wizji odmiennych. Jak dotychczas poza osobami myślącymi podobnie do środowiska (choćby historyk Maciej Krzyżański) Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, naszego bloga i Stowarzyszenia Ochrony Krajobrazu i Tradycyjnego Charakteru Puszczykowa i Mosiny nikt się nie odezwał. Owszem, pojawiło się kilka tekstów pełnych epitetów i insynuacji, ale na spójną prezentację innego punktu widzenia nie zdobył się nikt. Przypominamy jeden z wrześniowych tekstów i zachęcamy do przedstawienia odmiennych punktów widzenia. Wbrew tym, którzy nazywają nas Mormonami, jesteśmy bardzo otwarci na dyskusję i racjonalne argumenty.

Miasto-ogród czy miasto-potwór?
Marcin Muth*

W ostatnim [sierpniowym] numerze „Kuriera Puszczykowskiego“ Zbigniew Cichocki słusznie zauważył, że większość konfliktów wokół nowych puszczykowskich inwestycji wynika z braku jasnej i spójnej wizji rozwoju miasta, która jednocześnie byłaby konsekwentnie realizowana. Mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce, gdy zagrożone jest ich najbliższe otoczenie, ponieważ nie wierzą w skuteczność działania radnych i urzędników lub też nie do końca wiedzą, jak widzą oni przyszłość miasta i jaki stosunek mają do konkretnych inwestycji. Wątpliwości mieszkańców może rozwiać tylko otwarta i uczciwa dyskusja o przyszłości Puszczykowa, w której odpowiemy sobie na pytanie jakiego miasta chcemy?

Odnowiona "Rusałka" przypomina lata świetności
Puszczykowa. Fot. W. Kowaliński
Odpowiedzmy sobie, która wizja nam dziś bardziej odpowiada.
Czy ta pierwotna autorstwa założycieli Puszczykowa kryjąca się pod sformułowaniem miasto-ogród? Willowe osiedle powstało w środku lasu według ambitnego planu zakładającego symbiozę przyrody, gospodarstw rolniczych, podmiejskich rezydencji oraz przemysłu turystycznego. Ten plan był realizowany konsekwentnie aż do wybuchu II wojny światowej, dzięki czemu na łąkach i polanach nadwiarciańskich powstała oryginalna siatka ulic wypełniona zadbanymi posesjami z bardziej lub mniej udanymi willami i pięknymi ogrodami. Pomiędzy nimi swobodnie rosły sady owocowe i  rozciągały pola uprawne. Miejscowość, która wtedy powstała jest ledwie jednym z  kilku przykładów zastosowania śmiałej idei miasta-ogrodu na ziemiach polskich i jedynym, które nie powstało od zera, ale płynnie wpisało się we wcześniejszą osadę letniskowo-rolniczą.

A może jednak wolimy wizję powojennych zarządców, którzy traktowali Puszczykowo jak sierotę po znienawidzonej burżuazji i robili wiele, aby raz na zawsze zatrzeć ślady po tym „wielkopańskim“ kaprysie. Wille zostały zaludnione ponad swoją wytrzymałość,  co stopniowo doprowadziło do ich ruiny, a ogrody zostały po prostu rozdeptane lub rozparcelowane. Pomnikiem tej niezbyt łaskawej dla miasta epoki jest absurdalnie usytuowany i zbudowany wbrew przepisom szpital, czy byle jakie bloki i pawilony postawione w samym centrum. Warto nadmienić, że przez cały ten okres nie zrealizowano w rozrastającym się mieście podstawowych inwestycji infrastrukturalnych: wodociągu, gazociągu i kanalizacji. Jeśli pierwsza wizja kryła się pod hasłem miasto-ogród, to drugą można nazwać miasto-potwór.

Po 1989 roku mieszkańcy znowu dostali szansę wzięcia spraw w swoje ręce. Kolejne reformy samorządowe dawały lokalnym władzom wybieranym przez mieszkańców coraz więcej swobody. Jednocześnie rozwijała się prywatna przedsiębiorczość, dzięki której coraz więcej ludzi zapragnęło postawić sobie willę pod miastem lub warsztat czy biurowiec w ogródku. W tej nowej do dziś trwającej epoce każdy z nas może sam wybrać, za którą wizją się opowiada – za pierwotną wizją założycieli, czyli miastem-ogrodem, czy za wizją modernizatorów i ulepszaczy, czyli miastem-potworem?

Może to dziwne, ale miasto-potwór ma całkiem sporo zwolenników. W pierwszym rzędzie należy tu wymienić deweloperów, którzy postawili gęsto zabudowany rynek z dominującym nad nim apartamentowco-marketem i starają się o pozwolenie na budowę kolejnego marketu w miejscu przedwojennej willi. W drugim rzędzie, niestety, trzeba wymienić urzędników i polityków różnych szczebli, którzy pozwalają, a czasem wręcz inicjują inwestycje, które bezpowrotnie zniszczą resztki prawdziwego Puszczykowa, zamieniając je w przylepione do lokalnej autostrady „byle co“. W trzecim rzędzie należy spojrzeć na siebie i zapytać wprost – czy ja też sam nie przykładam ręki do zbudowania miasta-potwora?

Jeśli bowiem przyjmiemy, a nie widzę powodów, żeby nie przyjmować, za uzasadnioną tezę, iż Puszczykowo jest unikatowym założeniem urbanistycznym, które należy chronić i przystosowywać do nowych czasów z szacunkiem dla jego zabytkowej architektury i otaczającej przyrody, to musimy zdać sobie sprawę, że każdy mieszkaniec ma prawo nie tylko czerpać z zamieszkania tutaj profity, ale ma też wobec tego miejsca zobowiązania. Jeśli chcemy, żeby to miejsce zachowało charakter miasta-ogrodu musimy jasno określić, co w mieście-ogrodzie ma prawo funkcjonwać, a co nie. Jakie funkcje miasta rozwijać, a jakie ograniczać.

"Jadwinówka" nie miała tyle szczęścia, ale nadal można
doszukać się śladów dawnego piękna. Fot. W Kowaliński
Z pierwotnych funkcji Puszczykowa wykreślić możemy jedną związaną z produkcją rolną. Puszczykowskie sady i pola zostały bezpowrotnie zabudowane i nie ma nad tym co debatować. Wszystkie pozostałe funkcje nie tracą jednak na aktualności. Funkcje: rezydencjonalna czy po prostu mieszkalna, rekreacyjno-sportowa i turystyczna dadzą się spokojnie pogodzić i po dołączeniu do nich funkcji kulturalnej mogą stanowić solidny fundament rozwoju miasta. Wiele działań z ostatnich dwudziestu lat świetnie się w to wpisuje (zakup Zakola Warty, przystań kajakowa, nowe hotele, obiekty sportowe i rekreacyjne, restauracje, renowacja starych willi, rewitalizacja ogrodów), ale nadal nie jest to dominujący kierunek w rozwoju miasta, a niektóre inwestycje prywatne i miejskie są dla niego śmiertelnym zagrożeniem.

Na pewno nie można pozwalać na takie potworki architektoniczne jak nowy rynek z kamieniczkami. Oczywiście już go nie zburzymy, ale nie możemy pozowlić, aby obok powstawały podobne bzdury na zasadzie dobrego sąsiedztwa. Może chociaż możemy uporządkować szyldy, dopasowując je do kolorystyki i faktury fasad budynków? Może możemy zrezygnować ze słów typu „designernia“? Może też wreszcie udałoby się to wszystko obsadzić gęsto drzewami, żeby się nie rzucało w oczy? Warto o tym pomyśleć.

Kolejna sprawa to inwestycje komunikacyjne. Bez sprawnej komunikacji publicznej nie uda się utrzymać miasta-ogrodu. Nie przypadkiem ta miejscowość powstała przy linii kolejowej. Trzeba inwestować w autobusy, szynobusy, a w samym mieście budować drogi w taki sposób, aby więcej miejsca było dla pieszych i rowerzystów, a nie dla samochodów. W tej chwili mamy kuriozalną sytuację, gdzie piesi i rowery muszą się zmieścić na wąskim paseczku chodnika, a wielkie landary podjeżdżają pod same drzwi Biedronki na rynku (który w większości miast jest przestrzenią  przeznaczoną raczej dla pieszych). Najważniejsze jest jednak zablokowanie dwupasmowego wariantu rozbudowy drogi krajowej 430, bo jeśli ona powstanie to nie tylko obecne Puszczykowo ale i WPN stracą rację bytu.

Miasto-ogród to przyjemne miejsce do życia, ale też zobowiązanie. Jak się chce w nim mieszkać, trzeba przemyśleć swój stosunek do ekologii, komunikacji i nawet stylu robienia zakupów. Pytanie, czy my jako mieszkańcy  oraz radni i burmistrz jako nasza demokratycznie wybrana władza, jesteśmy gotowi rozwijać ideę naszych dziadków i pradziadków, czy wolimy to zniszczyć, żeby mieć więcej marketów i wygodną autostradę z Poznania do Mosiny?

*Marcin Muth - redaktor bloga Zielone Puszczykowo, współpracownik "Kuriera Puszczykowskiego", w którym ukazał się powyższy tekst.

34 komentarze:

  1. "A może jednak wolimy wizję powojennych zarządców, którzy traktowali Puszczykowo jak sierotę po znienawidzonej burżuazji i robili wiele, aby raz na zawsze zatrzeć ślady po tym „wielkopańskim“ kaprysie." Przecież przedwojenne Puszczykowo nie było siedliskiem burżuazji, tylko miejscem wycieczkowym dla mieszkań. Większość funkcji Puszczykowa zostało utrzymanych do roku 1990, kiedy to zamknięto restaurację Leśną i Turystyczną.

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedliskiem burżuazji jednak trochę było - budowali tu wille przedstawiciele wolnych zawodów, przedsiębiorcy etc. Po wojnie schroniło się też trochę arystokratów. Tekst jest jeszcze sprzed naszych wirtualnych rozmów zatem nacechowany trochę moim post-burżuazyjnym sentymentem. Zgadzam się, że od lat 90 zrobiono wiele złych rzeczy, ale 45 powojennych lat też było dla Puszczykowa ciężkie. Ja pamiętam Puszczykowo z lat 80. - to był obraz nędzy i rozpaczy - zaniedbane ogrody, sypiące się domy, prowizoryczne sklepy, drogi gruntowe albo z dziurawym asfaltem, infrastruktura szczątkowa (pisaliśmy o tym dużo między sobą w innym miejscu). Były też rzeczy dobre - choćby komunikacja publiczna (choć niestety w opłakanym stanie był tabor, a punktualność żadna). Trzeba sobie jasno powiedzieć, że wiele kierunków wyznaczonych w latach 90 było wynikiem zmęczenia PRL-owską siermiężnością. Miłość do komunikacji samochodowej, marketów, szerokich dróg, niechęć do komunikacji publicznej - to ma swoje źródła w brakach sprzed 89 roku. Teraz jednak lepiej skupić się na przyszłości i wybrać z każdego okresu to co najlepsze. Mi się wydaje, że willowy charakter i infrastruktura letniskowo-rekreacyjna (przed wojną), WPN, prawa miejskie, komunikacja publiczna (PRL) oraz demokracja, kreatywność i ekologia (rozwijają się od lat 90.) to są podstawy, na których można zbudować piękne miasto.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja też uważam, że nie można traktować epok w biało-czarny sposób. Wiele mankamentów Puszczykowa takich jak drogi, było już problemami w okresie międzywojennym. Ja też pamiętam Puszczykowo z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Szkoda mi strasznie tych pól między Mosiną a Puszczykowem i na Górnym Puszczykowie. No ja też wolę z przeszłości wyciągnąć wnioski na przyszłość i postarać się zbudować piękne Puszczykowo.

    OdpowiedzUsuń
  4. To bardzo słuszna uwaga p. Zbigniewa Cichockiego, że " większość konfliktów wokół nowych puszczykowskich inwestycji wynika z braku
    jasnej i spójnej wizji rozwoju miasta..." . Sądzę, że w tym tkwi sedno bo tak naprawdę nie wiemy co myśli obecny samorząd, od 2 lat nie było żadnej debaty otwartej ani konsultacji społecznych na żaden temat,w mieście odczuwa się marazm i stagnację, a samorząd jedynie "administruje". Jako mieszkaniec chciałbym wiedzieć w jakim kierunku zmierza moje miasto, jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Patrząc na ilość komentarzy na blogu po spotkaniu otwartym SPP (25 komentarzy!)widzę, że aktywni mieszkańcy rozpoczęli sami dyskusję i wyrażają ciekawe poglądy. Myślę, że tylko oddolna siła obywatelska może ruszyć radnych do aktywności i większego zainteresowania miastem, wypracowaniem wizji, zdecydowaniem się czy mamy być pięknym zielonym miastem z funkcjami rekreacyjno-turystyczno-usługowo-sportowo-handlowymi czy też "byle jakim" i "nie wiadomo czym". Mieszkańcy powinni być żywotnie włączeni w jawny proces decyzyjny.Niepokoi bierna postawa radnych - a gdzie realizacja programów wyborczych?
    Drodzy Państwo - więcej odwagi i zdecydowania, chcemy wiedzieć jakie są dalsze losy Puszczykowa, ciągle jeszcze pięknego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie uwagi co myśli obecny samorząd należy zwrócić uwagę na fakt, że dominującą rolę pełni w nim "przyboczna stara gwardia". Czy ktokolwiek słyszał lub czytał ich samodzielnie wyrażane poglądy? Nawet w określeniu własnej działalności gospodarczej nie potrafią jasno powiedzieć czym tak naprawdę się zajmują. Bo co oznacza, że ktoś ma firmę branży chemicznej? (patrz ulotka wyborcza "normalnych") Co to w ogóle oznacza? Jest producentem czy dostawcą? Czego? Napisał to tak jakby coś wstydliwego lub kłopotliwego było w jego działalności gospodarczej na styku z polityką? A co wiadomo o innych?

      Usuń
  5. Zgadzam się z autorem, że powojenni rządcy miasta, zniszczyli w znacznej mierze to, co zostało zbudowane w międzywojniu. Aby jednak zrozumieć jak to się stało i uniknąć powielania błędów, należy sięgnąć do źródeł.
    Po wojnie zasiedlono stare wille, które szybko zaczęły ulegać degradacji, pojawiły się szklarnie, które może miały być naszyni lokalnymi "szklanymi domami" :), pobudowano GS-owskie "supermarkety", a mizerne infrastruktura, niewiele się poprawiła. W planie zagospodarowania przestrzennego z bodaj 1961 roku, z jednej strony przewidywano rozwój budownictwa mieszkaniowego jednorodzinnego i przeznaczenie nowych terenów pod działki ogrodniczo-sadownicze, a z drugiej działki te miały stać się działkami "produkcyjnymi". Spowodowało to masowe powstawanie szklarni na terenie miasta. Krótko mówiąc, plan był trochę bez głowy: i ogrody (ale produkcyjne) i domy jednorodzinne, i przewidywano rozwój usług turystycznych ale i budowę masarni.

    W 1986r. powstał kolejny plan, który do końca nie wiadomo kiedy wszedł w życie (to kolejna dziwna historia w historii naszego miasta). I tu, o dziwo, zauważono niekorzystne zmiany jakie zaszły w mieście i wydaje się, że ktoś chciał je zatrzymać. Zakazywał więc Plan zagospodarowania dalszego podziału gospodarstw rolnych, hodowli produkcyjnej zwierząt, rozbudowy i budowy nowych szklarni ( a nawet zalecano ich likwidację), zakazano budowy nowych warsztatów i zakładów produkcyjnych (!!) i wycinki drzew! Ładnie prawda?!
    Tylko co z tego? Plan ten przestał obowiązywać 31 grudnia 2003 roku!!! I teraz odpowiedzmy sobie ile w tym czasie powstało między naszymi domami, na naszych lub sąsiadów działkach warsztatów, stolarni etc.
    Tak na prawdę to są samowolki budowlane, wybudowane wbrew obowiązującemu planowi zagospodarowania. Dlaczego? Ano dlatego, że z jednej strony nikt tego nie kontroluje, a z drugiej "inwestorzy" mieli ciche przyzwolenie urzędników miejskich. Tych samych, którzy zaprojektowali "ryneczek", a dziś po cichu planują jak pozwolić wybudować Lidla, albo wyburzyć Mimozę.
    Dopóki nie zmieni się władz miasta, które mają wizję kierunków rozwoju, dopóki pozwolimy na samowolkę urzędniczą, niestety niewiele się zmieni, bo jak pokazuje historia, jeśli mieszkańcy śpią, a urzędnicy "pracują", wszystko jest możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Używanie dla Puszczykowa pojęcia plan rozwoju, ewentualnie wizja rozwoju jest nie adekwatne do sytuacji. Miastu potrzebny jest plan ratunkowy, nazwę go eufemistycznie planem konsolidacyjnym. Jeśli rozwojem określimy dążenie do czegoś co jest jeszcze nieobecne, w znaczeniu niezbędnie potrzebne do egzystencji mieszkańców, to Puszczykowo nie jest takim miejscem. Brakuje już tylko fanaberii w postaci: stacji benzynowej, dalszych marketów, etc, które to potrzeby są mieszkańcom bardziej wmawiane niż potrzebne, a jedynym rzeczywistym powodem ich promowania jest prywata.
    Miastu i mieszkańcom najbardziej potrzebny jest jednolity plan porządkowy, stworzony przez grono energicznych, inteligentnych i prawych mieszkańców, wrażliwych na jego historię i urodę, a jednocześnie stojących twardo na gruncie rzeczywistości. Trzeba zmarginalizować wpływ decyzyjny nawiedzonych wizjonerów i zdeprawowanych intrygantów.
    W myśl starego powiedzenia, że lepsze jutro (Puszczykowa) już było, należy opracować plan konsolidacyjny powrotu do dawnej świetności. W interesie wszystkich mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Maciej Krzyżański słuszną rzecz napisał w jednym z komentarzy, że ulica Poznańska powinna stać się główną, reprezentacyjną aleją Puszczykowa. Dodam, że należy przedłużyć jej status o ulicę Piaskową i dalej do Dworcowej. Od uporządkowania tej arterii powinno się rozpocząć porządkowanie planu MPZP. Rzeczywiście dominującą funkcją gospodarczą promowaną przez władzę miasta powinien być drobny lub średni handel i usługi. To powinna stać się aleja na wzór Nowego Świata i Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie.

      Usuń
    2. Zgadzam się z Panem. Ale aby tak się stało, trzeba zmienić byłoby sposób myślenia radnych i urzędników miejskich, aby zamiast widzieć nasze miasto z perspektywą 4 letniej kadencji, spojrzeli na miejsce gdzie mieszkają i będą mieszkać, bez względu na to czy zostaną wybrani na następne kadencje czy nie.

      Usuń
  8. Po uważnym przeczytaniu wywiadu z szefem SARPu w Poznaniu łatwo wyciągnąć wniosek, że u podstawy dobrych realizacji miejskich leży rozmowa (dyskusja, debata...) wszystkich zainteresowanych, a o taką Stowarzyszenie Przyjaciół Puszczykowa upomina się od dwóch lat. Nawiązując do poprzedniej wypowiedzi - mam żal do radnych naszego miasta, gdyż w czerwcu zeszłego roku (Rady dla Rady) nasłuchałam się różnych deklaracji (w większości wynikających z podpowiedzi mieszkańców), z których do dnia dzisiejszego nic nie zostało zrealizowane. Jedna z radnych powiedziała, że leży jej na sercu (akurat mówiła o losie starszych ludzi) i to jest najlepsze określenie dla naszej rady, która na leżeniu poprzestaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest istota ładu publicznego, debata, dyskusja. W Puszczykowie " ... nie było takiej potrzeby...". Czy wiecie kto wypowiadał te sakramentalne słowa? W Puszczykowie wszyscy rządzący zapadają szybko na przypadłość którą nazwę NAPOLEONIZMEM.
      Jak przejmują urząd stają się urbanistami, architektami, wnętrzarzami, pośrednikami nieruchomości, etc. I robią to naraz na dwie ręce " ... kochani krótko, bo już pędzę ...". Czyje to słowa?
      Zamiast stwarzać warunki działalności dla specjalistów najwyższej klasy od jakich aż roi się w mieście sami wymyślają rynki, ścieżki dydaktyczne, i wszystko inne. Paradoksalnie aktualny burmistrz o którym mówi się, że jest po to aby było miło i sympatycznie wejść i wyjść z urzędu, ma szansę dobrze się przysłużyć miastu. Bo jest pewna nadzieja, że aby zostać na drugą kadencję będzie coraz bardziej wsłuchiwał się w podpowiedzi opiniotwórczych grup mieszkańców.

      Usuń
  9. " ... nie było takiej potrzeby..." lub "...nie ma takiej potrzeby", to było ulubione powiedzenie burmistrza Napierały. Wiecznie pędziła na własną prośbę burmistrz Tabędzka ponieważ niepotrzebnie wychodziła z założenia, że wszystko musi dopilnować sama (pisanie projektów, konferencje itp). Zarządzający miastem burmistrz Balcerek dobrze przysłuży się miastu, bo lepiej nie zrobić niż zrobić źle...i niech tak trzyma (w dobie braku pieniędzy nie jest to zła opcja).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawne:
      "Zarządzający miastem burmistrz Balcerek dobrze przysłuży się miastu, bo lepiej nie zrobić niż zrobić źle...i niech tak trzyma (w dobie braku pieniędzy nie jest to zła opcja)."
      A ja to widzę tak: burmistrz Balcerek, to osoba która za wszelką cenę chce być ponownie wybrana na stanowisko w następnych wyborach. Aby więc to osiągnąć, nie tyle nic nie robi aby nie robić źle, ale robi tak, że nie wiadomo czy jest za czy przeciw, jak to się mówiło: jak jest na schodach to nie wiadomo czy wchodzi czy schodzi. I tak z jednej strony niby jest przeciwko wybudowaniu marketu, ale do inwestora "puszcza oko" i robi wszystko, aby mu nie przeszkodzić w realizacji celu. Z jednej mówi, że nie zaciąga nowych długów, a z drugiej wypuszcza obligacje. Z jedej strony oszczędza, a z drugiej zakupuje budynek na ryneczku, przy czym pierwej kupuje, a teraz będzie się myśleć co z tym budynkiem zrobić. I tak wygląda przysługiwanie się miastu.
      pozdrawiam


      Usuń
    2. Ładnie to powiedziane, "...jak jest na schodach to nie wiadomo czy wchodzi czy schodzi...". Bo pewnie sam tego nie wie w którą stronę idzie. Proszę sobie przypomnieć film z Peterem Selersem pt.Ogrodnik. Tamten też najpierw się uśmiechał, otwierał szeroko ramiona, na wszystko się zgadzał a następnie odpowiadał tajemniczymi sylabusami ogrodniczymi, tak, że słuchający go otwierali szeroko oczy myśląc, czy to przemawia chińska mądrość w najjaśniejszym wcieleniu. Z tymi pieniędzmi Puszczykowa jest podobnie, ich nie ma i są jednocześnie. Jest dług i go nie ma. Jak swoim coś potrzeba.

      Usuń
    3. Tabędzkiej się wydawało, że będą ją mieszkańcy kochać za jej kochanie Puszczykowa. Nie rozumie tego nadal, że nikt nie jest zobowiązany do czytania w jej myślach. I to ją pokonało w wyborach samorządowych, a nie brak osiągnięć. Jej się wydawało, że obronią się same osiągnięcia i nie musi się bronić przed permanentną napastliwością tamtej krytyki. Że trzeba być ponad. Podobnie mylą się ci którzy dziś mogą myśleć, że wad nie trzeba piętnować bo widzą je wszyscy. O wiele więcej jest magii niż to się myśli.

      Usuń
    4. Co do burmistrza Napierały, na którymś z komentarzy któregoś z tekstów zaproponowano stworzenie katalog zmian w Puszczykowie w ciągu minionego 20-lecia, ten katalog powinien być nazwany listą szkód urzędnika. Jego szczególnym dziełem jest umiejętne skłócanie i wywoływanie konfliktów. Jakiś czas temu był chyba w Głosie Wielkopolskim artykuł o naruszeniu praw autorskich projektantów przez J.Napierałę, kanclerza Politechniki Poznańskiej przy rozbudowie jej budynków na Piotrowie. Pojawia się medialnie prawie zawsze w tej samej roli. Przy czym ma farta bo zawsze pozostawia po sobie niewyjaśnione sytuacje. Widać takie są wyroki opatrzności aby ktoś musiał sprzątać inny musi siać ferment. I przenosi tego siewcę i jego kompanię z miejsca na miejsce.
      O tym jegomościu najdosadniej pisał kiedyś Mariusz Waszak.

      Usuń
  10. Warto by tekst p.Waszaka przypomnieć - faktycznie p.Napierała jak kot zawsze miękko ląduje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Obwieszczenie z ostatniego Echa: kupiono za 750 000 zł ratusz na rynku. To mamy dług i go nie mamy jak w angielskim powiedzeniu. Trzeba będzie wyłożyć jeszcze dalsze 200 000 zł na adaptację wnętrz. Planuje się przenieść część funkcji z CAK. Najprawdopodobniej będzie to miejsce spotkań organizacji społecznych, czyli między innymi Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owe 750 tyś. to dopiero pierwsza rata. Co się planuje to jeszcze nie wiadomo, bo jak można w notatce przeczytać, jeszcze nie wiadomo co tam będzie. Tzn. pierw kupiono, a teraz będzie się burmistrz zastanawiać, co z tym zrobić. Prawdziwie po gospodarsku pomyślane. Gratulować burmistrzowi. ( a może w ramach walki z bezrobociem zatrudni się kilku nowych urzędników i tam ich umieści?)

      Usuń
  12. Tym kupnem najprawdopodobniej podratowano interesy kolesia. A ponieważ dowiemy się kto był sprzedającym będziemy mieli pierwszą nić do kłębka który będzie się powoli rozwijał. Zobaczycie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję w następnym Głosie Puszczykowa, wydawanego bezinteresownie, przez wielkiego admiratora naszego miasta, wykupić następujące ogłoszenie:

      Mieszkańcu Puszczykowa
      Jeśli jesteś właścicielem nieruchomości, której nikt nie chcesz kupić, a jesteś w wielkiej finansowej potrzebie, zgłoś się do urzędu miasta. Jeśli jesteś kolegą burmistrza, miasto pomoże. Choćby miało się zadłużyć, odkupi od Ciebie kłopotliwą nieruchomość.
      Mieszkańcy

      Usuń
    2. POMOŻECIE? POMOŻEMY. Wicie toayszu trza toayszom Nowakom pomagać.

      Usuń
  13. Trzeba też znaleźć nazwę dla starego nowego rynku, proponuję nazwać go rynkiem rozbójnika Rumcajsa.A to ze względu na uderzające podobieństwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rumcajs pasuje, szczególnie jeśli chodzi o metody działania :)

      Usuń
    2. Od teraz będzie rynek im. Rozbójnika Rumcajsa.

      Usuń
  14. Ja proponuję Rynek im. Janusza Napierały - jego pomysł łącznie z wolnostojącym budynkiem (to o nim radny Barłóg mówił "pryszcz" i nawoływał do rozebrania myśląc, że to był pomysł p.Tabędzkiej). W "Echu Puszczykowa" wydawanym za czasów Napierały widnieje na planie. Też jestem ciekaw nazwiska sprzedającego.
    Miasto może nabyć jeszcze mieszkania (na komunalne) nad Biedronką, bo temu inwestorowi też nie idzie ich sprzedaż..., a pewnie kolega.
    Pewien stomatolog z Puszczykowa, był zainteresowany kupnem kamienicy na naszym Rynku, ale od początku lista była zamknięta.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak samo przebudowa grobli i przepompownia to nie były "dzieła jej inżynierii" tylko poprzednika. Nigdy tego nie umiała wyraziście i dosadnie przypomnieć. A redaktor z Lubonia Głosu z Puszczykowa ujeżdżał sobie na tym jej zaklętym milczeniu jak na bezpańskiej kobyle.
    I dowiózł kompanionów do wodopoju. Dwa lata wstrzemięźliwości i teraz zacznie się galop. Kości na rynku zostały właśnie rzucone.

    OdpowiedzUsuń
  16. Niestety poprzednia burmistrz, wierzyła, że ludzie sami dostrzegą gdzie jest prawda i kto ma rację. A niestety ludziom czasami trzeba jasno powiedzieć o swoich racjach, czasami trzeba się pochwalić, czasami trzeba "przywalić" skoro przeciwnik robi to samo. W efekcie tej delikatnej polityki poprzedniczki, mamy sysuację, że do władzy doskoczyło po czteroletniej przerwie paru kolesi, którzy znowu chcą zrobić biznes kosztem miasta i mieszkańców.

    OdpowiedzUsuń

  17. Niestety, przedmówca ma rację: do władzy doskoczyło paru kolesi jeszcze z epoki napierałowej, choć dobrze się kamuflują.Widzą tylko krótkowzrocznie - byle do kolejnych wyborów przetrwać. Brak jakiejkolwiek wizji miasta i stagnacja, brak dialogu i konsultacji społecznych na ważne sprawy miasta - nie wiadomo dokąd zmierzamy, jak ma wyglądać Puszczykowo, czy ma być miastem marketów czy też uda się zachować jego specyficzny charakter, z którego powinniśmy być dumni! Zarządzanie takim miastem to powinien być ZASZCZYT; samorząd został wybrany na służbę publiczną a nie w celu realizacji partykularnych interesów a takie odnosimy wrażenie; radni nie wiele wiedzą ale też i nie wiele czynią - zapytani nie potrafią odpowiedzieć na pytanie co dalej, jak widzą przyszłość miasta? Brakuje nam zdecydowanej i jednoznacznej odpowiedzi na wiele pytań dotyczących rozwoju miasta!Nie można przez całą kadencję zamykać nam usta sloganem: nie ma pieniędzy - to co się z nimi dzieje! A może dopuść do głosu mieszkańców, którzy poradzą na co wydawać pieniądze podatników,
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieniędzy nie ma, ale jak trzeba wesprzeć kolesia, to można wydać 1,5 miliona na zakup budynku na rynku im. rumcajsa.

      Usuń
  18. Nie wiem dlaczego się nie targowano - 1,5mln za niewykończony w środku budynek. Co z łazienkami, kuchnią... Ile tam trzeba będzie jeszcze włożyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenę zaproponował burmistrz. 5000zł za metr niewykończonego budynku, w czasie kiedy ceny spadają, na rynku sporo miejsc do wynajęcia i sporo nieruchomości do sprzedania. Mówiąc krótko burmistrz nie popisał się zdolnościami negocjacyjnymi.

      Usuń
  19. Kupnem budynku na rynku krytycy długu publicznego zamknęli sobie usta. Jednocześnie postawili pytanie co ta krytyka w istocie oznaczała, albo do czego była potrzebna. Kupnem budynku otwarty też został nowy rozdział we wzajemnych dobro sąsiedzkich stosunkach.

    OdpowiedzUsuń