Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 28 października 2013

Smutek listopadowego nieba

Dziś rano dotarła do mnie smutna informacja o śmierci byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Kiedy kolega napisał o tym w komunikatorze, zacytował słowa swojej mamy, która powiedziała, że „zaczął się pobór przed Wszystkimi Świętymi“. Wtedy jeszcze nie wiedział, że w kolejnych godzinach dowiem się o odejściu jeszcze kilku ludzi, których nazwiska były mi dobrze znane, choć ich samych w większości osobiście nie spotkałem.

Czytając informację o śmierci Taduesza Mazowieckiego, przypomniałem sobie jedyne moje z nim spotkanie. Trudno to nawet nazwać spotkaniem. Ja miałem wtedy lat 11, a Tadeusz Mazowiecki był pierwszym premierem nowej Polski. Pojechałem z rodzicami do Warszawy, wychodziliśmy z Łazienek koło Belwederu. Po przeciwnej stronie ulicy szedł mocno zgarbiony, jakby przygnieciony niewidzialnym ciężarem, starszy człowiek. Człowiek, którego kojarzyłem już z telewizji. Z obrad Okrągłego Stołu i ze słynnego zasłabnięcia.

Niewiele oczywiście z jego wystąpień rozumiałem, ale wiedziałem, że jest polskim premierem i, co ważniejsze, jest naszym premierem. Dziś pewnie trudno uwierzyć, że jedenostalatek mógł kojarzyć postać niezbyt medialnego premiera, ale wtedy nazwiska najważniejszych solidarnościowych polityków znały chyba nawet kury pasące się gdzieniegdzie w puszczykowskich ogródkach. Jeszcze trudniej uwierzyć, że o premierze kraju mówiło się „nasz“. Oczywiście, łatwiej tak było mówić zwolennikom „Solidarności“ niż jej przeciwnikom. Prawda była jednak taka, że w Poznaniu i okolicach zwolenników ustępującego reżimu było na tyle niewielu, że jedenastolatek ich praktycznie nie dostrzegał.

Wtedy, przed Belwederem, byłem bardzo zaskoczony, że polski premier, facet, którego znam tylko z telewizji, chodzi normalnie po ziemi, ba, po ulicy. Bez szczególnego zadęcia, czerwonego dywanu i czarnej wołgi czy innej limuzyny. W mało dyskretnym towarzystwie dwóch smutnych panów zmierzał gdzieś, aby załatwiać sprawy wagi państwowej. Mogę się domyślać, że wracał od generała Jaruzelskiego, który wtedy kojarzyłby mi się pewnie z Darthem Vaderem, gdybym oczywiście wiedział, kto to jest Darth Vader.

Lubię pamiętać Tadeusza Mazowieckiego z tamtego czasu. Jako symbol zwycięstwa rozsądku i solidarności. Późniejsze lata już zdecydowanie nas od siebie oddalały, choć przecież  bardzo zbliżył się do naszego regionu, startując dwukrotnie skutecznie startując do sejmu z poznańskiej listy Unii Demokratycznej. Dystans do niego brał się w dużej mierzez z czarnego PR-u, ale też trzeba przyznać, że ten wybitny i mądry polityk nie bardzo odnajdywał się w świecie mediów, które lubiły szybkie riposty i mało refleksyjne tyrady. Stąd pewnie, dalszy ciąg kariery politycznej to seria mniejszych i większych klęsk rozpoczętych klęską w wyborach prezydenckich w 1990 roku, kiedy przegrał nie tylko z Lechem Wałęsą, ale i ze Stanisławem Tymińskim.

Nie pamiętam, czy Tadeusz Mazowiecki był kiedyś w Puszczykowie. Jak przez mgłę pamiętam, że kiedyś miał przyjechać z Hanną Suchocką na spotkanie wyborcze w MOSiR-ze. Coś tam jednak chyba się nie udało i nie przyjechał, ale po dwudziestu latach trudno to sobie przypomnieć. Łatwo natomiast sobie przypomnieć wysokie poparcie, jakim cieszyły się partie byłego premiera w Puszczykowie. Zarówno Unia Demokratyczna jak i Unia Wolności osiągały tu bardzo dobre wyniki. Chciałbym wierzyć, że to ze względu na umiar i otwartość jej liderów, a nie tylko mocno wtedy liberalny program gospodarczy tego środowiska. Tak samo chciałbym wierzyć, że z dokonań Tadeusza Mazowieckiego zapamiętamy te najpiękniejsze dni i najrozsądniejsze sądy, które w swoim czasie zostały zostały dość zdecydowanie odrzucone przez większość Polaków.

Tadeusz Mazowiecki to jeden z wybitnych przedstawicieli przedwojennego pokolenia. Wspominając czasy historycznego przełomu politycznego, w którym odegrał wybitną rolę, cofnąłem się do Puszczykowa z początku lat 90. , w którym może nie było wodociągu, gazociągu i kanalizacji, ale za to pełną parą funkcjowało jeszcze niesłychanie barwne pokolenie naszych dziadków, których daty urodzenia gubiły się w pomrokach puszczykowskich dziejów, a przekazywane ustnie biografie tworzyły epopeje na miarę „Stu lat samotności“ Marqueza.

Z dużym smutkiem przyjąłem wiadomość, że niedawno zmarła jedna z ostatnich osób, które w mojej głowie łączyły legendarne czasy dziadków z dotkliwie realną teraźniejszością. Pani Izabela Mazur została ładnie pożegnana przez radną Małgorzatę Szczotkę na łamach ostatniego „Echa Puszczykowa“.  Jako jedna z długoletnich nauczycielek w Szkole Podstawowej nr 1, świetna matematyczka, ma pewne miejsce we wspomnieniach wielu puszczykowian. Ja Panią Mazurową pamiętam raczej z ulicy Podgórnej, na której w czasach, kiedy samochody nie jeździły jeszcze co sekundę, kwitło życie sąsiedzkie, towarzyskie i sportowe. Dzieciaki grały sobie w badmintona na jezdni, a dorośli omawiali ważniejsze i mniej ważne sprawy, zazwyczaj pokrzykując do siebie ze swoich posesji. Świat ten zniknął już dość dawno, ale odejście każdej z osób, które przypominają o beztroskim i kolorowym dzieciństwie, przypomina brutalnie o nieznośnej bezpowrotności naszego życia. Wspomnienie o puszczykowskiej sąsiadce - wybitnej nauczycielce splata się dziś ze wspomnieniem o pierwszym bohaterze mojej politycznej świadomości. 

Nie są to niestety wszystkie smutne wiadomości, jakie dziś do mnie dotarły. Niemal równocześnie media podały, że w dalekim Nowym Jorku zmarł legendarny muzyk rockowy – Lou Reed. Niewiele ma on wspólnego z Puszczykowem, pewnie o naszym mieście nawet nie miał okazji usłyszeć.  Jest jednak w jego piosenkach coś tak przyjemnie orzeźwiającego, że każdemu mogę polecić je jako ścieżkę dźwiękową do spacerów czy przejażdżek po Puszczykowie i okolicach. Naprawdę poezja nowojorskich ulic doskonale wpisuje się w zielone korytarze puszczykowskich szlaków. Szczególnie dobrze posłuchać ich sobie między dniem a nocą, latem a zimą i między miastem a lasem. Albo po prostu między.

Kiedy już się wydawało, że wystarczy już smutnych wiadomości na jeden dzień, dostrzegłem wpis zaprzyjaźnionego mosińskiego portalu o śmierci byłego burmistrza Mosiny, byłego wiceprzewodniczącego Rady Powiatu i radnego powiatowego obecnej kadencji – Jana Kałuzińskiego. Choć zapewne mieliśmy zupełnie inne poglądy na większość spraw od pana Kałuzińskiego, jest mi niezmiernie przykro, że odchodzi od nas kolejny doświadczony samorządowiec, który wzmacniał naszą kulawą powiatową demokrację samą swoją obecnością i zaangażowaniem.


Słowa mamy mojego przyjaciela, które cytowałem na wstępie, okazały się smutnym mottem dzisiejszego dnia. Dnia, który pomimo ładnie świecącego słońca, wprowadził wielu ludzi w nastrój szary jak zbliżające się powoli listopadowe niebo.

5 komentarzy:

  1. Panie Premierze,dziękujemy . Myślę że takich ludzi już nie ma - ideowców z honorem.


    Piotr Krzyżański

    OdpowiedzUsuń
  2. Tadeusz Mazowiecki może w latach dziewięćdziesiątych nie umiał odnaleźć się w nowych medialnych realiach. Jednak spełnił swoje obowiązki jako obserwator ONZ. Naświetlił społeczności międzynarodowej sprawę mordów na ludności cywilnej w Bośni. Mazowiecki był człowiekiem z zasadami i dawną, niespotykaną obecnie kulturą polityczną. Smutna wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odszedł Bohater , człowiek wielkiego formatu, mądry , odważny, na wskroś uczciwy polityk, pełen godnosci , powagi, honoru. Tym dramatyczniejsza strata, że tak niewielu jemu podobnych pozostało. Za całe życie poświęcone ojczyżnie DZIĘKUJEMY

      Usuń
  3. Z ogromnym szacunkiem dla Pana Tadeusza Mazowieckiego, za godność i kulturę niespotykaną wśród polityków dziękuję. Za Człowieczeństwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Odszedł Mąż Stanu - rozważny i odważny, przeprowadził Polskę przez najtrudniejszy czas przełomu, czas największych i najtrudniejszych decyzji - m.in. o samorządzie terytorialnym. Wielkiej kultury, rozwagi i myśleniu o Polsce. Miałam zaszczyt poznać Pana Premiera osobiście i rozmawiać, gdy bywał w Poznaniu.
    Dziękujemy Panie Premierze za ten dobry, budujący czas.

    OdpowiedzUsuń